W latach 1932-33 miała miejsce ekspedycja do Afryki Zachodniej, wysłana przez British Museum. Na jej czele stał Ivan T. Sanderson, znany zoolog i pisarz. Kiedy osiągnęli góry Assumbo w Kamerunie, rozłożyli obóz w lesistej dolinie niedaleko rzeki. Wieczorem, kiedy zespół polował w pobliżu rzeki, Sanderson strzelił do dużego, owocożernego nietoperza, zabijając go. Kiedy zwierzę wpadło do wody, Sanderson zaczął ostrożnie posuwać się po zdobycz po pas w wodzie strumienia. Jak póĽniej pisał, przypadkowo stracił równowagę i przewrócił się. Kiedy się podnosił, jego towarzysz niespodziewanie krzyknął ,,Uważaj!". W tym momencie Sanderson zobaczył bardzo dziwne zwierzę: ,,I wtedy natychmiast pochyliłem się, zanurzając się częściowo pod wodę, ponieważ tylko kilka stóp nad powierzchnią zobaczyłem czarną rzecz wielkości orła. Tylko przelotnie widziałem jej twarz, co jednak było wystarczające, zauważyłem dużą otwartą szczękę, wyposażoną w półkole spiczastych białych zębów, po obydwu stronach szczęki. Kiedy się wynurzyłem, to coś znikło. George wystrzelił z drugiej lufy swojej strzelby. Wdrapałem się na skałę, patrzyliśmy się z Georgem na siebie. 'Czy to powróci?' - zastanawialiśmy się. Powróciło na krótko przed zmrokiem, uderzając ponownie w dole rzeki, szczebiocąc zębami, powietrze było przecinane przez jego wielkie, czarne, podobne do draculi skrzydła, wydające dĽwięk 'shss-shssing'. Obaj byliśmy zaskoczeni, moja broń była nie załadowana. Zwierzę leciało prosto na George'a, który zanurkował. Stwór przeleciał nad nim i znikł w ciemnościach nocy." Sanderson i George, po powrocie do obozu, natychmiast zapytali tubylców o to stworzenie. Ten pierwszy zapytał ich rozkładając ramiona, w sposób w jaki naśladuje się przeważnie ptaki i zagadnął: ,,Jaki rodzaj nietoperza jest tej wielkości i jest cały czarny?" ,,Olitiau!" - brzmiała odpowiedĽ. Tubylcy spytali się gdzie naukowcy widzieli zwierzę. Sanderson odpowiedział, że nad brzegiem rzeki, na co miejscowi natychmiast uciekli w panice, pozostawiając wszystko, poza bronią.
0 lat wcześniej w 1923 roku, podróżnik Frank H. Melland pracując w Zambii, zbierał wiadomości o dzikich latających gadach, o których często mówiło się w okolicznych wioskach. Tubylcy nazywali stworzenie ,,Kongamoto" (co można przetłumaczyć jako ,,zgniatacz łodzi"), które wdług nich żyło w bagnach Jindu w dystrykcie Mwinilunga w zachodniej Zambii, niedaleko granicy Kongo i Angoli. Opisywany był jako latający stwór bez piór, o gładkiej skórze, o rozpiętości skrzydeł 4-7 stóp, posiadający dziób pełen zębów. Był koloru czarnego lub czerwonego. Miał wielokrotnie wywracać płynące łódki, powodował również śmierć tych, którzy tylko na niego popatrzyli. Melland pokazywał tubylcom rysunki przedstawiające pterozaury, po czym zapisywał swoje obserwacje: ,,każdy tubylec natychmiast i bez wahania identyfikował rysunki jako ukazujące kongamoto. Pośród nich był również wódz plemienia zamieszkującego krainę Jindu, gdzie występują kongamoto, które według miejscowych są raczej dzikiej i gwałtownej natury.
Stworzenia przypominające pterozaury widywano wiele razy, głównie w Afryce (Zambii, Kenii, Zimbabwe), ale także np. na Nowej Gwinei. W 1925 roku, korespondent angielskiej gazety G. Ward Price wybrał się z przyszłym księciem Windsoru na oficjalną wizytę do Rodezji. Przebywając tam, usłyszeli historię od urzędnika państwowego, opowiadającą o odważnym człowieku, który wkroczył na teren bagien w Rodezji, miejsca uważanego za zamieszkane przez ,,demony". Chciał je poznać, nie przejmując się ostrzeżeniami przed grożącym mu niebezpieczeństwie. Kiedy wrócił, okazało się, że jest ciężko ranny i znajduje się na krawędzi śmierci. Miał ogromną ranę na klatce piersiowej, którą odniósł, jak opowiadał, zaatakowany przez ogromnego ,,ptaka" z długim dziobem. Urzędnik opowiadający tę historię chciał zidentyfikować zwierzę, pokazał tubylcowi rysunek przedstawiający pterozaura z książki o prehistorycznych zwierzętach. Kiedy ranny zobaczył rysunek, natychmiast uciekł w panice z domu urzędnika.
Znanych jest wiele podobnych relacji. Niestety, dokumentacja fotograficzna jest niezwykle skromna, a przy tym takiej postaci, że często staje się obiektem drwin sceptyków. Ciekawym aspektem spotkań z kongamato jest to, że według świadków posiada on zdolność świecenia w nocy, co dodatkowo powiększa liczbę osób zafascynowanych tym zwierzęciem i zainteresowanych jego odkryciem.
Jeden ze studentów college'u z Kenii zaskoczony był tym, że Amerykanie wierzą w to, że pterozaury występowały miliony lat temu. Pewnego wieczora zadzwonił do dr Kenta Hovinda i opowiedział mu o latających gadach żyjących w jego ojczyĽnie. Opisał również naukowcowi ich obyczaje. Rodacy student traktowali je jak szkodniki, podobnie jak jest z myszołowami w USA. Jak twierdził student, ważne było, aby chować ludzi dostatecznie głęboko pod ziemią, w przeciwnym razie gady wygrzebywały zwłoki i próbowały je zjeść.
Doniesienia o latających gadach nie pochodzą jednak tylko z terenów bagiennych. Zanotowano również relacje o ogromnych latających gadach z pustyń w Namibii. Z tego powodu w 1988 roku profesor Roy Mackal wybrał się z ekspedycją na tereny, z których donoszono o zwierzętach o rozpiętości skrzydeł nawet do 30 stóp. Jak twierdzili świadkowie, powietrzne gady przeważnie szybowały, ale posiadały również zdolność aktywnego lotu. Zwierzęta te widywano głównie wieczorem, szybujące pomiędzy dwoma wzgórzami. Ekspedycja nie zakończyła się sukcesem, nie zebrano dowodów na istnienie tych zwierząt, pomimo tego, że jeden z członków wyprawy, James Kosi zobaczył stworzenie z odległości ok. 1000 stóp. Opisał je jako ogromny ,,szybowiec", o opływowym kształcie, czarny z białymi wzorami na powierzchni ciała.
Obserwacje ogromnych pterozaurów miały miejsce również w Ameryce Północnej. W 1976 roku policjant Arturo Padilla z San Benito w Teksasie jechał radiowozem tuż przed świtem, kiedy nagle w światłach samochodu pojawiło się coś dziwnego. Wyglądało to jak wielki ptak. Kilka minut póĽniej o podobnym spotkaniu doniósł inny policjant, Homer Galvan. Ciemna, ogromna sylwetka, która szybowała w powietrzu. Galvan twierdził, że zwierzę unosiło się w powietrzu bez machania skrzydłami. Krótko potem Alverico Guajardo, mieszkaniec Brownsville w Teksasie usłyszał dziwne odgłosy uderzania na zewnątrz przyczepy campingowej w której przebywał około godziny wpół do dziesiątej wieczorem. Kiedy wyjrzał za drzwi, ujrzał monstrualnego ptaka stojącego tuż przed jego ,,domem". ,,Wyglądał jak ptak, ale to nie był ptak", opowiadał. ,,To zwierzę było nie z tego świata." Obserwacje zwierzęcia zaczęły się mnożyć. Stacja radiowa zaoferowała nagrodę za złapanie stworzenia. Telewizja pokazała odnalezione ślady zwierzęcia. Miały one 12 cali długości. W lutym 1976 roku kilku nauczycieli szkolnych opowiadało o dużych latających stworzeniach, długich na przynajmniej 12 stóp, ,,nurkujących" na ich samochody, kiedy ci wyjeżdżali do pracy. Jeden z nauczycieli poszukał ich nazwy w bibliotece szkolnej i odnalazł: Pterozaur.
Próbujący wyjaśnić te obserwacje, naukowcy poszukiwali zwierzęcia, które mogło być uznane przypadkiem za pterozaura. W przypadku Afryki mogli brać pod uwagę tylko trzewikodzioba, który być może mógłby być wzięty za latającego gada wieczorem, widziany z daleka. Jednak nie ma bardzo długiego dzioba z zębami, ani nie atakuje ludzi, jak to robi zagadkowy kongamato.
Tekst zapożyczony z
www.kryptozoologia.prv.pl