KryptoZoo
Tajemnice Ziemi
Dodano: 2005-03-09 14:33:48
Rozglądaj się wokół oczyma lśniącymi ciekawością, bo największe tajemnice kryją się w najmniej oczekiwanych miejscach

Nie wiem, jak ocenia mnie świat, ale sam uważam się za chłopca, bawiącego się na morskim brzegu, czerpiącego radość stąd, że od czasu do czasu znajduje gładszy kamyk lub ładniejszą muszelkę, podczas gdy przede mną rozciąga się nieodkryty, wielki ocean prawdy.

Isaac Newton, cyt. wg. Brewster Memoires of Newton

Choć nauka w ciągu trzystu lat od wypowiedzenia przez Newtona tych słów dokonała postępu, nieustające starania ludzkości, chcącej poznać wielki ocean prawdy, zaledwie zmąciły jego powierzchnię. ZnaleĄliśmy może kilka ładniejszych muszelek, parę gładszych kamyków, ale nic więcej. Na naszej planecie nadal nie brakuje zagadek. Jest tajemniczą wyspą, biernie dryfującą po rozedrganych prądach czasu, biorących początek z największej tajemnicy, którą z braku lepszej nazwy lub definicji zwykliśmy nazywać Wszechświatem. Stwierdzenie, że jest inaczej, byłoby czystym szaleństwem.
Nic więc dziwnego, że raz po raz ukazują się książki i powstają strony internetowe poświęcone różnym niewyjaśnionym zjawiskom. Najczęściej jednak ograniczają się one do omawiania zjawisk tego pokroju, co UFO, kosmici i inne pozaziemskie zagadki, daleko w tyle pozostawiając bardziej przyziemne sprawy. I właśnie dlatego w tego typu publikacjach bardzo często powtarzają się jedne i te same informacje oraz materiał ilustracyjny. Kogo bowiem interesuje, czym były Izcuintlipotzoli, Koao, Cuino...? Co to jest bilokacja?
Niektóre z tych istot doczekały się zaledwie wzmianki w trudno dostępnych książkach i periodykach. Nie poświęcono im natomiast większego artykułu, a tym bardziej-książki.
Tajemnice te budzą zniecierpliwienie cyników i sceptyków. W ich przekonaniu Ziemia niczym już nas zaskoczyć nie może. Mam jednak nadzieję, że po przeczytaniu mojego artykułu przychylą się Państwo do wyznawanego przeze mnie poglądu, trafnie wyrażonego przez Lorena Eiseley'a w książce The Unexpected Universe:

Nasza planeta zaskakuje nas nie coraz rzadziej, lecz coraz częściej...

TAJEMNICE ¦WIATA PRZYRODY

Gepard wełnisty



W 1877 roku zBeaufort West w Afryce Południowej do londyńskiego ogrodu zoologicznego przywieziono niezwykłego samca geparda. Od "zwykłych" gepardów różnił się potężniejszą budową ciała (chociaż był niedorostkiem), a jegonogi były krótsze i mocniejsze. Niał niezwykłą sierść, znacznie dłuższą i gęstszą niż znane okazy, zwłaszcza na karku, uszach i ogonie. Ponadto zamiast charakterystycznych cętek, którymi zwykle jest usiana gepardzia sierść, na żółtoszarym futrze zwierzęcia widniały małe, ciemnopłowe plamki.
Długowłosy gepard od razu został uznany za odrębny gatunek, któremu nadano nazwę Felis lanea, czyli gepard wełnisty. Pod koniec XIX wieku, również w Beaufort West, zauważono dwa inne okazy. Obecnie brak danych na temat występowania tego zwierzęcia. Wydaje się więc, że gatunek wyginął.
Na temat geparda wełnistego wysunięto już wiele teorii. Jedna mówi, iż jest to w rzeczywistości albinos, taki jak białe lwy z Timbavati, inna zaś mówi, iż to zwierzę jest w rzeczywistości mutantem. Zagadka wciąż czeka na rozwiązanie.

Pandy sepiowe



Zupełnie inaczej przedstawia się historia tzw. pand sepiowych, żyjących wyłącznie w górach Qvin Ling w chińskiej prowincji Shanxi. Od zwykłych pand odróżnia je brązowawy kolor futra. W latach 80. XX wieku zoolog chiński Pan Wenshi schwytał samicę pandy sepiowej i przekazał ją do ogrodu zoologicznego w Xi'an. 31 sierpnia 1989 roku samica urodziła zwykłego samca, o czarno-białym kolorze futra. Po kilku miesiącach zdumieni pracownicy ogrodu zauważyli, iż niedĄwiadek zmienia kolor z czarnego na brązowawy. Ponieważ na obszarze Qvin Ling żyje niewiele pand, tego typu okazy należałoby uznać za mutanty, u których uaktywnił się gen odpowiedzialny za ostateczny kolor futra.

Pies garbaty



Podobnie jest ze słynnym psem garbatym, znanym pod nazwą Izcuintlipotzoli (lub Itzcuintlipotzotli), zamieszkującym obszar Tarascan w Michoacan w zachodnim Meksyku. Zwierzę to miało kończyny przednie nieproporcjonalnie krótkie w stosunku do tylnych, jego skórę pokrywały czarne brązowe i białe łaty. Najdziwniejszy był jednak niemal groteskowy garb na całej długości ciała, powstały wskutek nagromadzenia tkanki tłuszczowej. Do niedawna gatunek ten uznawano za wymarły, wątpliwości rozwiał dopiero Hans Bauer, niemiecki zoolog, który w książce Z psem przez stulecia przytoczył dość szczegółowy opis Izcuintlipotzoli oraz umieścił jego wizerunek, podał róznież, iż zwierzęta te nadal występują w Meksyku, aczkolwiek w śladowych ilościach.

Błękitne tygrysy z Fuijan



Najsłynniejszym tajemniczym tygrysem jest niewątpliwie tygrys błękitny, widywany w chińskiej prowincji Fuijan. Niestety, dotychczas nie udało się zdobyć próbek sierści tych niepospolitych kotów, a tym bardziej-samych zwierząt. Tygrysa błękitnego widział z bliska w 1910 roku misjonarz metodysta Harry Caldwell. Próbował go zastrzelić, by dowieść jego istnienia, ale mógłby zranić dwoje przebywających w pobliżu dzieci. Kiedy próbował znaleĄć dogodną pozycję do strzału, na zawsze stracił tygrysa błękitnego z oczu. W swojej książce Błękitny tygrys (1925) opisał barwę zwierzęcia jako głęboki błękit poprzecinany czarnymi pasami. Syn misjonarza, John Caldwell, który często brał udział w bezowocnych poszukiwaniach zwierzęcia, wspominał, iż często widywał kępki pięknej, błękitnej sierści, którymi usiane były górskie szlaki. Prawdopodobnie niespotykany i egzotyczny kolor tygrysów z chińskiej prowincji Fuijan to skutek występowania dwóch różnych par zmutowanych genów, odpowiedzialnych za sierść gładką i wzorzystą. Na skutek mutacji na świat przychodzą czasem błękitne rysie i żbiki oraz koty domowe o niebieskawym umaszczeniu, np. rosyjski niebieski kot rasowy.

Veo

Veo to stwór rzekomo zamieszkujący wyspę Rintja, należącą do Indonezji. Zwierzę to mierzy około 3 metrów długości i niemal całą powierzchnię ciała ma pokrytą pancernymi łuskami. Tylko głowa, gardło, podbrzusze, wewnętrzne powierzchnie ud i końcówkę ogona pokrywa sierść. Jest uzbrojony w potężne pazury znajdujące się na przednich łapach, posiada również dość długą głowę zakończoną wąskim ryjkiem. Prowadzi nocny tryb życia - w nocy żeruje, a w dzień kryje się w swoich górskich kryjówkach. Opis veo przywodzi na myśl zwyczajnego łuskowca, gdyby nie jego bardzo duże rozmiary - wszystkie gatunki zamieszkujące Azję są o wiele mniejsze.

Cuino

Pod koniec XIX wieku ceniony periodyk amerykański, Breeder's Gazette, opublikował szczegółowy artykuł na temat cuino-rzekomej krzyżówce owcy i świni. Bez przesadnej dbałości o konsekwencje autor artykułu stwierdził, że cuino ma budowę i wszystkie cechy charakterystyczne dla świni, ale całkowicie różni się od matki. Mo okrągłą klatkę piersiową i masywną budowę, a krótkie nogi sprawiają, że nie oddala się zanadto od chlewa. Ryj jest za krótki, by mógł nim ryć w ziemi. Głowa przypomina nieco łeb świni odmiany Berkshire. Tułów porasta długa, gęsta i wijąca się sierść, zbyt twarda, by nazwać ją wełną, jednak zwierzę wyraĄnie dziedziczy ją po ojcu. Jest barwy białej, czarno-białej lub brązowo-białej.
W 1900 roku sprawą cuino zajął się W.B. tegetmeier z Londyńskiego Towarzystwa Zoologicznego. Ostatecznie rozwiązał zagadkę w 1902 roku, kiedy otrzymał czaszkę zwierzęcia od swojego meksykańskiego korespondenta. Zamieścił wówczas na łamach pisma The Field następujące oświadczenie:
Bardzo jestem rad z otrzymania tej czaszki, jednak zgodnie z moimi oczekiwaniami należy ona do świni. Nie będę szczegółowo wymieniał takich właściwości, jak budowa oczodołów i żuchwy, całkowicie odmiennych u obu zwierząt. Pragnę jedynie zwrócić uwagę na przednie zęby górnej szczęki. Są dobrze rozwinięte, charakterystyczne dla świni. Każdy specjalista w dziedzinie anatomii wie natomiast doskonale, że przednia część szczęki owcy charakteryzuje się dużą diastemą za siekaczami. Nikt z zoologów przez chwilę nie pomyślałby, że czaszka ma cechy charakterystyczne dla owcy. Chcąc uzyskać potwierdzenie swych obserwacji, pokazałem czaszkę podczas ostatniego posiedzenia Towarzystwa Zoologicznego. Wszyscy obecni anatomowie i zoologowie, którzy ją obejrzeli, nieomylnie rozpoznali jej rzeczywiste właściwości.
Żegnaj, Cuino!!!

Psy Miirri



Do najciekawszych, choć mało znanych zagadek kryptozoologicznych, zaliczyć należy niewątpliwie tajemnicze australijskie psy miirri (zwane też Miirriuula). Opowiadają o nich Aborygeni Wiradjuri ze środkowo-zachodniej Nowej Południowej Walii. Opowieści o tych psach przypominają historie związane z brytyjskimi i północnoamerykańskimi black dogami. Tak jak one, miirri żyją na mrocznej granicy między mitem a rzeczywistością.
Przyjrzyjmy im się bliżej. Na pierwszy rzut oka miirri to mały, niepozorny czarny piesek z wielkimi, czerwonymi oczami, przypominający siwiejącego ze starości owczarka niemieckiego. Im dłużej na niego patrzysz, tym staje się większy, może urosnąć nawet do rozmiarów cielęcia. Znika, gdy spojrzysz na niego po raz drugi. Tak, jakby rozpłynął się w powietrzu.
Aborygeni opisują te psy mniej więcej tak:
Idą za Tobą i przepędzają cię. mieszkają w rzece, w wodzie, a ich oczy są wielkie jak spodki. Oczy są po bokach głowy, jak u ryby... Słyszałem wiele opowieści o ludziach, za którymi te wielkie psy szły nocą aż pod sam dom. Ludzie je widują.Gdy ktoś łowi ryby w rzece, pies wychodzi z wody, staje mu za plecami lub za nim idzie. Kiedy ktoś się obejrzy, pies robi się większy. kiedy spojrzy znowu, pies znika. jest takie miejsce, które nazywamy Miirriganą.Jego nazwa pochodzi od słów "miirri", czyli pies, i "ganya", czyli miejsce. Tam żyją wodne psy. To jedno z naszych świętych miejsc.

NIE Z TEJ ZIEMI-NIEZWYKŁE ZDOLNO¦CI

Bilokacja-jak znaleĄć się w dwóch miejscach jednocześnie?


Ojciec Pio


Według tradycji katolickiej, święci i inni pobożni ludzie mogą posiadać świadomą, kontrolowaną zdolność przebywania w dwóch miejscach jednocześnie, zwaną bilokacją. Na przykład w 1742 roku Kościół katolicki oficjalnie potwierdził, że święty Marcin de Porres (1579-1639) dokonał "niemożliwego", znajdując się jednocześnie w tak odległych od Europy krajach jak Japonia i Chiny. Podstawą tego oświadczenia były doniesienia o "tajemniczej postaci, odzianym na czarno mnichu podobnym do świętego Marcina" pracującego w tych krajach. Sceptycy mogą, rzecz jasna, twierdzić, że brak niezbitego dowodu, by mnich w czerni naprawdę był Marcinem, i jest to niewątpliwie stanowisko uzasadnione.
W czasach bliższych współczesności włoski kapucyn, Ojciec Pio (1887-1968) zasłynął w świecie jako uzdrowiciel i stygmatyk. Miał również dar bilokacji. Podobno kilkakrotnie pojawiał się w różnych miejscach na świecie, pozostając jednocześnie w klasztorze San Giovanni Rotondo w Foggi, w południowo-wschodnich Włoszech.
Podobnie jak w przypadku świętego Marcina de Porres sceptycy sugerują, że w niektórych przypadkach bilokacji w grę może wchodzić pomyłka, błędy w opisie lub zniekształcenie faktów. Kiedy jednak podczas rozmowy doktor Sanguinetti, lekarz ze szpitala klasztornego w San Giovanni Rotondo, zapytał ojca Pio o ocenę zjawiska, umożliwiającego pobyt w dwóch miejscach jednocześnie, w odpowiedzi usłyszał niezwykłe wyjaśnienie.
Ojciec Pio stwierdził, że osoba posłana przez Boga dzięki bilokacji jest doskonale świadoma przeniesienia i przebywa w dwóch miejscach jednocześnie, a transportacja odbywa się dzięki "przedłużeniu osobowości".

Lewitacja

W 1994 roku, podczas wyborów do Parlamentu Europejskiego, brytyjska Partia Prawa Naturalnego obiecała, że swych wyborców nauczy poprzez medytację... lewitować. Na dowód, że jest to możliwe, pokazywano zdjęcia dwóch działaczy partii, unoszących się nad ziemią w pozycji lotosu.
Niestety, żaden z kandydatów tej partii nie został deputowanym do Parlamentu i dlatego świat nadal tonie w przestępczości - Partia Prawa Naturalnego twierdziła bowiem, że wystarczyłoby 7 tysięcy polityków uprawiających specjalną medytację transcendentalną, powodującą stan "jogicznego lotu", by wysyłane przez nich energie uszczęśliwiły świat.
Opowieści o lewitujących mnichach buddyjskich i fakirach od lat zadziwiają, a jednocześnie są traktowane jak zwykłe bajki dla naiwnych. Ludzie przecież nie latają! Przyjmuje się, że latający magicy, z Davidem Copperfieldem na czele, wykorzystują w pokazach systemy luster, liny itp. Łatwo ukryć "pomoce", gdy na scenie jest ciemno, błyskają mylące wzrok światła, a po ziemi toczą się kłęby mgły. Wystarczy jednak wybrać się na ulice w Indiach, by w blasku słońca ujrzeć unoszących się w powietrzu fakirów, którzy pokazami zarabiają na życie. Sztuki tej nauczył się m.in. Amerykanin David Blaine, komik, który z upodobaniem demonstruje tę umiejętność nie tylko na scenie, ale i na ulicach Nowego Jorku. Gdy w maju 1997 roku telewizja amerykańska wyemitowała film dokumentalny, pokazujący jak unosi się w powietrzu i przez dłuższy czas utrzymuje się tam bez widocznej podpory, Blaine stał się wschodzącą gwiazdą magików. Uznaje się, że znalazł metodę, by oszukać wzrok widzów (choć na różne sposoby sprawdzano, czy się aby na czymś nie opiera!) A może jednak on i fakirzy naprawdę lewitują?
Niektórzy badacze zjawiska lewitacji są przekonani, że jest to utracona umiejętność homo sapiens sapiens. Kiedyś, w zamierzchłych czasach, gdy ludzie bardziej byli skierowani "do wewnątrz", potrafili i latać, i odczytywać myśli innych, przesuwać przedmioty siłą woli, wędrować ciałem astralnym itp. - a więc posiadali te umiejętności, jakie teraz mają jedynie niektórzy ludzie, a i to zazwyczaj w ograniczonym zakresie. Jednak nadal mamy to coś, dzięki czemu te "cuda" były możliwe: mózg i duszę. Wystarczy pobudzić duszę, by ta zmusiła mózg do... no właśnie, do czego? Do wytworzenia np. fal antygrawitacyjnych, które unoszą ciało nad ziemię? Niestety, nie istnieją jeszcze przyrządy, które mogłyby wykryć pojawienie się tych fal. Możemy jedynie obserwować skutki.
W średniowieczu, gdy wiara była dla ludzi równie realna jak rzeczywistość, częściej zdarzały się przypadki samoistnej lewitacji podczas ekstazy religijnej. W kronikach opisanych jest co najmniej 200 świętych chrześcijańskich, którym się to przydarzało - ze świętym Franciszkiem z Asyżu na czele. W XVII wieku unosił się włoski zakonnik, święty Józef z Copertino. NajwyraĄniej głęboka modlitwa, będąca w gruncie rzeczy medytacją, potrafi pokonać siłę grawitacji.


Subbayah Pullavar


W 1936 roku w londyńskiej gazecie "Illustrated London News" pojawiły się najsłynniejsze, jak dotąd, zdjęcia lewitującego fakira Subbayaha Pullavara, który na oczach 150 ludzi unosił się na wysokość jednego metra, jedynie oparty ręką o wbity w ziemię pal. Gdy po czterech minutach powoli opadł na ziemię, był tak sztywny, że nie zdołano mu zgiąć ręki.
Dociekliwość ludzi Zachodu pozwoliła im poznać tajniki lewitacji - w Szwajcarii wiele lat temu powstał instytut, w którym każdy, kto ma dość siły woli i wewnętrznej dyscypliny, może posiąść wiedzę, jak pokonać grawitację. Może kiedyś będziemy się uczyć tego w szkole, jak kolejnego zwykłego przedmiotu?
Innym słynnym człowiekiem, który potrafił lewitować, był XIX-wieczny wizjoner, spirytualista Daniel Dunglas Home. Wielokrotnie widziano, jak unosił się w powietrzu i nigdy nie przyłapano go na oszustwie. Twierdził on, że nie ma pojęcia, jak to robi, mówił jedynie: "jakaś siła unosi mnie w powietrze".
Na Wschodzie, tam, gdzie panuje hinduizm i buddyzm, lewitacja jest uznawana nie za cud, ale za umiejętność, którą można rozwinąć właśnie dzięki specjalnym ćwiczeniom umysłowym - wystarczy ponoć uzyskać jedność ducha i ciała, by móc unieść się w powietrze. Angielscy podróżnicy, którzy na początku XX wieku dotarli do odosobnionych klasztorów tybetańskich, opisują w swych relacjach nie tylko mnichów lewitujących, ale i... przenikających przez ściany!

Byłoby dobrze, gdyby istnienie chociaż niektórych zjawisk lub zwierząt przedstawionych w tym artykule zostało potwierdzone. Nie byłoby w tym nic dziwnego. Nie powinniśmy również czuć się zaskoczeni, gdyby inne zagadki i tajemnice opisywane w książkach takich autorów, jak Karl Shuker czy Loren Coleman, doczekały się niespodziewanego rozwiązania. Badając zjawiska niewyjaśnione, pamiętajmy również o mądrych słowach świętej pamięci Roalda Dahla:

Rozglądaj się wokół oczyma lśniącymi ciekawością, bo największe tajemnice kryją się w najmniej oczekiwanych miejscach. Ci, którzy nie wierzą w czary lub cuda, nigdy nie doświadczą ich działania.

Marek Sęk

BIBLIOGRAFIA

Karl Shuker Mysteries of Planet Earth

Stuart Gordon The Book of Miracles