Jedyna znana fotografia przedstawiająca stworzenie z wyspy Greer
Coś potwornego czai się pomiędzy śpiewającymi cykadami i szumiącymi trzcinami u brzegu zachodniego dorzecza rzeki Trinity.
Zaobserwowana po raz pierwszy w lipcu 1969 roku istota znana jest z rzucania oponami i straszenia nastolatków.
Prawdziwe lub zmyślone, stworzenie według zeznań świadków przypominało "częściowo człowieka, częściowo kozła" z rogami i długimi pazurami. Latem 1969 roku rozpisywała się o nim prasa, a hrabstwo Tarrant opanował szał poszukiwań potwora.
Nazwano go "Potworem z jeziora Worth".
Przy ogniskach w północnym Teksasie również i dziś można usłyszeć historie o tym potworze, zwanym także "Człowiekiem-kozłem". Badacze kręcili filmy dokumentalne i pisali książki. Przedsiębiorstwo Lakewood Brewing oddało nawet hołd stworzeniu, wypuszczając limitowaną edycję piwa Goatman.
"Historie i folklor wciąż istnieją", mówi Michelle Villafranca, specjalistka w dziedzinie źródeł przyrodniczych w Schronisku i Centrum Przyrodniczym w Fort Worth.
Świętując rocznice [pierwszej relacji o potworze], Villafranca każdego roku w październiku organizuje Otrzęsiny Potwora z Jeziora Worth. Poza pracą związaną z zarządzaniem obszarem parku, stała się również kolekcjonerką wszelkich eksponatów związanych z potworami.
Na parapecie jej biura stoi pusta butelka po Sierra Nevada Bigfoot Ale. W jej bibliotece, obok przewodników po lokalnych ssakach, stoi książka poświęcona Potworowi z jeziora Worth.
"Mamy formularze dostosowane do składania raportów o obserwacjach aligatorów; nie mamy formularzy dotyczących Człowieka-kozła. Może powinniśmy zacząć zbierać takie relacje", mówi Villafranca. "W końcu stanowi on część fauny północno-centralnego Teksasu".
Lato 1969
Lato w hrabstwie Tarrant było gorące i wilgotne.
Obszar wokół wyspy Greer nie był wówczas odgrodzony, tak jak ma to miejsce obecnie. Nastolatkowie schodzili samotnie w dół po Shoreline Road w pobliże jeziora i cieszyli się wolnością letnich nocy.
9 lipca trzy pary nastolatków zaparkowały na polance. Około północy bestia wpadła na ich samochody, zeskakując z drzew. Stwór próbował porwać jedną kobietę, jak jednak twierdzą świadkowie, samochód odjechał nim udało mu się to zrobić.
"Mieliśmy doniesienia o tym czymś przez jakieś dwa miesiące, ale śmialiśmy się z nich, uznając je za żarty", powiedział rzecznik policji gazecie Fort Worth Star-Telegram.
Prawie czterdziestocentymetrowa rysa na boku samochodu i wystraszona natura świadków zmusiły jednak policję do rozpoczęcia pełnego dochodzenia. Sprawa potwora pojawiła się następnego dnia w prasie, a okolicę natychmiast opanowała gorączka poszukiwań stworzenia.
W stronę wyspy Greer zmierzały tabuny uzbrojonych mężczyzn, chcących wytropić stworzenie. Przyjechali też próbujący je dostrzec obserwatorzy. Zaroiło się od reporterów, a policja próbowała utrzymać porządek.
Ówczesny dyrektor Centrum Przyrodniczego na Wyspie Greer, Rick Pratt, pamięta, jak ludzie przychodzili na miejsce z winem, whiskey i piwem w dłoniach, by dobrze się bawić i szukać potwora.
"Tu był nasz własny Sasquatch", powiedział Pratt. "To była zabawa, no co jest, chodźmy tam".
Nocą 10 lipca kilkadziesiąt osób znajdowało się na polanie nieopodal jeziora, gdzie potwór ukazał się po raz kolejny. Stworzenie pojawiło się na klifie, wyglądało na rozdrażnione i rzuciło oponą na odległość 500 stóp. Wszyscy świadkowie, w tym zastępcy szeryfa, uciekli w popłochu.
Jeden ze świadków wspominał, że zwierzę wydało z siebie "żałosny okrzyk, jak gdyby zostało czymś zranione".
Craig Woolheater miał wówczas 9 lat. Był zafascynowany potworami, dinozaurami i UFO. Wycinał z gazet artykuły o panice, jaką powodował Potwór z jeziora Worth, i przechowywał je w albumie.
Wiele lat później, przejeżdżając przez Louisianę, zobaczył coś niewytłumaczalnego. Jak mówił, przed światłami swojego samochodu zobaczył szarego koloru ciało dużego ssaka naczelnego, poruszającego się na dwóch nogach. Zaczął w to wierzyć i w 1999 roku założył Teksańskie Centrum Badań nad Bigfootem (Texas Bigfoot Research Center), aby badać i uczyć ludzi o tym nieuchwytnym stworzeniu.
Dziś Craig Woolheater mieszka w Mansfield i prowadzi bloga o tematyce kryptozoologicznej. Uważa, że Potwór z jeziora Worth naprawdę istnieje, podobnie jak inne zagadkowe zwierzęta widywane na obszarze całych Stanów Zjednoczonych, które upodobały sobie jakieś określone miejsce ze względu na dobre warunki do przetrwania.
"Jeśli idzie o mnie, to uważam, że jest to nieodkryty jeszcze i nieskatalogowany gatunek ssaka naczelnego poruszającego się na dwóch nogach", mówi Woolheater.
Relacja reportera
Z podaniami i potworami jest pewien problem - trudno udowodnić ich istnienie. Następna historia jest jednak absolutnie prawdziwa.
To było lato 1999 roku, gdy byłem w Fort Worth na polu kempingowym u brzegu rzeki Trinity tuż przy jeziorze Worth. Jednego dnia, wieczorem, weszliśmy pomiędzy drzewa, które rzucały długie błękitne cienie gdy komary wbijały się nam w kostki i łokcie.
Poszliśmy na polanę, na której zarządcy kempingu urządzili sobie małe ognisko. Opowiedzieli nam legendę o Człowieku-koźle.
"Wsłuchajcie się uważnie, a usłyszycie jego krzyk w bezchmurną noc, taką jak ta", powiedzieli nam, gdy siedzieliśmy z otwartymi szeroko oczami pełnymi strachu i ciekawości.
Starsi chłopcy w obozie łatwo nam to tłumaczyli. Zarządcy po prostu w taki sposób chcieli nam przyspieszyć konsumowanie posiłku, żebyśmy nie przeszkadzali. To oni musieli wydawać nocą te odgłosy.
Poszliśmy z powrotem do naszego kempingu, ledwie dysząc przez wilgotne i gorące powietrze. Wiedziałem, że historyjki o Człowieku-koźle miały być tylko historyjkami.
Tamtej nocy, gdy już wszedłem do śpiwora, nasłuchując odgłosów cykad dobiegających z zewnątrz usłyszałem coś nienaturalnego: pełne żalu beczenie dochodzące daleko z drugiego końca jeziora - niewątpliwie odgłos wydawany przez samotnego potwora.
Ów głos brzmiał smutno.
Charles Scudder
Tłumaczenie i opracowanie: Ivellios