KryptoZoo
Ótzi
Dodano: 2005-03-09 14:34:25
OTZI, CZŁOWIEK Z LODU, HIBERNATUS - jakkolwiek go nazwiemy — jest kimś wyjątkowym i niepowtarzalnym, a jego znalezienie przed 12 laty było największą sensacją archeologiczną minionego wieku. Badania jego szczątków pozwoliły z niebywałą precyzją odtworzyć szczegóły życia ludzi z epoki miedzi, a nawet zrekonstruować krok po kroku ostatnie godziny życia samego Ótziego. Układają się one w dramatyczną, pełną grozy i niespodziewaną historię.

Wszystko zaczęło się w czwartek 19 września 1991 roku. Para narciarzy z Norymbergi, Helmut i Erika Simonowie, zboczyła ze szlaku turystycznego w drodze do schroniska na przełęczy pod lodowcem Similaun. W górnej partii doliny Ótztal, na samej granicy włosko-austriackiej, natknęła się u stóp niewielkich skałek na zwłoki nagiego człowieka.

Nogi, ręka i dolna część ciała tkwiły jeszcze w lodzie, ale głowa i plecy były już wolne. Rok był wyjątkowo ciepły — wiosną panowała nienaturalnie wysoka temperatura, lato było upalne, jesienią suche wiatry znad Sahary przyniosły chmury czerwonawego pyłu, który osiadł na lodzie i przysypał częściowo dało Otziego. Lód tajał przez cały rok, opady śniegu były bardzo skąpe. W takich warunkach lód oddaje to, co przez lata w nim utknęło - wyrzucone butelki, papierosy, puszki, zgubione czekany, kijki narciarskie. A czasem nawet ciała nieostrożnych turystów. W ostatnich latach było kilka takich przypadków. Dzieje się tak nie tylko w Alpach — lodowce ustępują na całym świecie i wszędzie zwracają wtopione w nie skarby. Jednak ten był naprawdę wyjątkowy...

Narciarz z toporkiem

Wystraszeni makabrycznym odkryciem państwo Simonowie dotarli szybko do pobliskiego schroniska i zawiadomili jego właściciela, ten zaś zaalarmował włoskich karabinierów i austriacką żandarmerię. Już tego samego dnia rozpoczęło się wydobywanie zwłok za pomocą czekanów i kijków narciarskich; nie obyło się przy tym bez uszkodzenia zmumifikowanego ciała (zwłaszcza lewej połowy miednicy). Nikt się tym nie przejmował — wszyscy sądzili, że chodzi o szczątki nieostrożnego turysty z początku wieku. Wkrótce zresztą z powodu nagłego załamania pogody prace przerwano. Następnego dnia zawiadomiono Wydział Medycyny Sądowej w Innsbrucku i - na wszelki wypadek - profesora Konrada Spindlera z Instytutu Starożytności w tym mieście.
Już wtedy zwrócono uwagę na dziwnie odwodnione, wysuszone ciało oraz osobliwe przedmioty i ubiór — narciarze, nawet ci z początku ubiegłego wieku, nie chodzili raczej w kurtce z niedĽwiedziej skóry i skórzanych kapciach wyłożonych suszoną trawą. Nie nosili też ze sobą kołczanu ze strzałami i miedzianego toporka.
NajwyraĽniej to nie był zbłąkany turysta. Dalsze losy Otziego są dobrze znane, więc nie warto ich tu powtarzać. Jednak ostatnie dwa lata przyniosły serię odkryć, które zmieniły nasze poglądy na temat Człowieka z Lodu i pozwoliły zrekonstruować ostatnie dni jego życia.
Pierwsze z odkryć wiązało się z pobraniem próbek skóry i narządów wewnętrznych, drugie - z dokładnymi zdjęciami rentgenowskimi i tomografią komputerową, które wykazały obecność kamiennego grotu tkwiącego wciąż w jego ciele. Rekonstrukcja zdarzeń przedstawiona w tym artykule została w całości oparta na wynikach tych badań.
Ótzi po wydobyciu z lodowca znalazł schronienie w specjalnym inkubatorze w Innsbrucku, a w 1998 roku przewieziono go z honorami do Bolzano w południowy m Tyrolu w Górnej Adydze i umieszczono w specjalnie dla niego zbudowanym budynku — lodowym igloo o kontrolowanej temperaturze (-6°C) i wilgotności (prawie 100 proc.). Stał się wkrótce największą atrakcją miasta i regionu. Dochód z samych biletów wyniósł w 2002 roku 2,5 min euro, jeszcze więcej muzeum zarobiło na sprzedaży praw do robienia zdjęć.
Mało kto zaczyna zarabiać tyle pieniądzy 5 tyś. lat po śmierci i mało kto staje się wówczas zarzewiem międzypaństwowych sporów. A między Austrią i Włochami dawno nie było tak poważnego zatargu — austriaccy nacjonaliści do dziś walczą o odzyskanie swojego przodka.

Ótzi na granicy

To, co stanowiło podstawę tego sporu, od początku wydawało mi się najdziwniejsze. Ótzi leżał na samej granicy międzypaństwowej, dosłownie na linii granicznej, i nawet najdokładniejsze mapy, jakimi dysponowano, nie potrafiły przesądzić, po której strome znajdowało się jego ciało.
W terenie granica nie była jednoznacznie wytyczona. Gdy ją prowadzono w roku 1922 (po I wojnie światowej południowy Tyrol przyznano Włochom), cały obszar był zasypany śniegiem, a znaczną część pokrywały dużo grubsze niż dziś lodowce. Wbijanie słupów granicznych w płynący lód nie miałoby sensu. Czy to tylko niesamowity przypadek, czy może coś więcej?
Jeśli wykluczyć tak niezwykły zbieg okoliczności, można założyć, że Ótzi zginął właśnie dlatego, że próbował przekroczyć granicę. A granice zawsze były miejscami bardzo niebezpiecznymi. Ta między Austrią i Włochami ma charakter naturalny — przebiega główną granią między szczytami. Plemiona zamieszkujące neolityczną Europę też musiały wytyczać granice między swymi terytoriami, a człowiek jest bardzo terytorialnym gatunkiem.
Czy są jakiekolwiek przesłanki przemawiające za tak śmiałą hipotezą? Okazuje się, że tak. Ótzi zginął w walce, nie z głodu lub przemęczenia, jak dotąd sądzono.

Poranione ciało

25 września 2000 roku Hibernatus na krótko przestał być Człowiekiem z Lodu. Jego ciało zostało po raz pierwszy rozmrożone, by umożliwić pobranie wycinków jelit i skóry, wprowadzenie endoskopu do jelit, a także przeanalizowanie śladów krwi obecnych na jego ciele i skórzanymokryciu. To tam spodziewano się znaleĽć silnie z pewnością zdegradowane, lecz wciąż obecne DNA. To, co znaleziono, było niespodziewane i intrygujące. Zachowane fragmenty DNA należały do czterech osób, nie do jednej.
Krew znaleziono również na strzałach, które miał przy sobie, a także na kamiennym nożu, który trzymał w chwili śmierci w prawej ręce. Powiedział o tym w 2001 roku Alois Pirpamer, przewodnik górski, który jako pierwszy zobaczył Ótziego po znalezieniu go przez Simonów. Przy pierwszej próbie wydobycia ciała nóż wypadł na ziemię i dlatego ten ważny dowód ostatnich chwil życia Człowieka z Lodu pozostawał długo nieznany. Idąc tropem opowieści Pirpamera, kustosz muzeum w Bolzano ErgarterVigl spróbował włożyć nóż do nienaturalnie zaciśniętej dłoni Ótziego — układ palców pasował idealnie do jego kształtu. To podczas tych oględzin Vigl dostrzegł głęboką ranę biegnącą od kciuka przez wewnętrzną partię dłoni, a także poważne uszkodzenie w okolicy nadgarstka.
Jeszcze bardziej zaskakujące było odkrycie dokonane w czerwcu tego roku, gdy doniesiono, że zdjęcie rentgenowskie wykazało obecność w lewym barku krzemiennego grotu, który ześliznął się po łopatce i zatrzymał tuż ponad lewym płucem. Lewa dłoń była głęboko rozdęta, prawe przedramię zostało rozpłatane ostrym narzędziem, trzy rozległe sińce pokrywały lewą stronę tułowia. Wcześniejszą wersję o spokojnej śmierci Ótziego, który kuląc się z zimna, zasnął na skalnej półce i zamarzł, nie odzyskując przytomności, można było włożyć między bajki. Nie był też głodny — tego dnia posilał się co najmniej dwukrotnie i nie były to skromne przekąski. W południe jeszcze w lesie zjadł mięso koziorożca z jagodami, na krótko przed śmiercią posilał się mięsem jelenia. W jego czasach i stronach tylko ludzie znaczący pozwalali sobie na takie luksusy.

Hibernatus z południowego Tyrolu

Kim był Ótzi? Co wiemy o nim dziś, 12 lat po jego odnalezieniu i 5,3 tyś. lat po jego śmierci? Wiemy już dużo, a ostatnie dwa dni życia znamy ze szczegółami. Miał 46 lat, gdy wybrał się w swą ostatnią podróż, mierzył 159 cm wzrostu — należał do niezbyt rosłej populacji ludzi tzw. rasy alpejskiej. Był dobrze zbudowany, lecz nie był okazem zdrowia — cierpiał na lekki reumatyzm, miał też problemy z trawieniem związane z pasożytami (w jego jelitach znaleziono jaja Trichurus trichura, czyli włosogłówki). Nie były to jednak poważne dolegliwości i nie były z pewnością rzadkie wśród jego współplemieńców.
Należał do społeczności rolniczej uprawiającej prymitywną odmianę pszenicy, znaną pod niemiecką nazwą Einkorn — jej ziarna znaleziono w jego jelicie grubym wraz z resztkami przedostatniego posiłku (ostatni tkwił jeszcze w przedniej części jelita cienkiego; żołądek był już pusty).
Strzały i drzewce znalezione w kołczanie ÓtziegoZnając szybkość przechodzenia pożywienia przez układ pokarmowy człowieka, można więc było określić kolejność i—w przybliżeniu — czas ostatnich posiłków. Pochodził z jednej z dolin południowego Tyrolu, urodził się najpewniej w pobliżu dzisiejszej wioski Feldthurns (Yelturno) leżącej 2 O km na północ od Bolzano. Większą część czasu spędzał jednak w położonej dalej na północ dolinie. Nie był typem wędrowca - w czasie swojego życia nie oddalił się dalej niż 60 km od miejsca narodzin.
Wszystke te informacje wynikają ze szczegółowych badań składu mineralogicznego i analizy izotopowej kości i szkliwa zębów, a także z badań genetycznych - do dziś w tej okolicy żyją ludzie o podobnych do jego sekwencjach nukleotydów. Na granicę dotarł od południa, nie z północy - to rozstrzygnęło spór między Austrią a Włochami o prawo do posiadania mumii.
W góry zapewne chodził polować, o czym świadczy znaleziony ekwipunek (nóż, siekierka, łuk, kołczan ze strzałami). Chyba że przed swą ostatnią misją obawiał się innego zagrożenia. Jeśli tak, był bardzo przewidujący. W swej rodzinnej wiosce zajmował się też wytopem miedzi - w jego włosach stwierdzono wysokie stężenie tego metalu, a także arszeniku.

Ostatnia droga

Dziś Ótzi stał się znakiem towarowym miejscowej winiarni ;) - patrz butelkaByła pełnia wiosny, koniec maja lub początek czerwca, gdy Ótzi zdecydował się ruszyć na północ, ku oblodzonym szczytom. Wcześniej sądzono, że wyruszył jesienią i że to właśnie gwałtowny podmuch mrozów i załamanie pogody skróciły mu życie, ale teraz wiemy, że pogodę miał dobrą. W jego jelitach znaleziono ziarna pyłku chmielograbu, a to alpejskie drzewo kwitnie między majem a czerwcem.
Cel wyprawy nie był bezpieczny - za przełęczą rozciągały się już tereny należące do innego, zapewne wrogiego plemienia. Musiał się liczyć z niebezpieczeństwem — w każdym razie był dobrze przygotowany Poza tym nie szedł chyba sam - na jego kurtce znaleziono drobne ślady krwi należącej do kogoś, kto oparł się na jego ramieniu. Tak zachowuje się raczej towarzysz, nie wróg.
Szedł, lub raczej szli, początkowo przez lasy iglaste regla górnego; tam też, jeszcze przed górną granicą lasu, zatrzymali się na pierwszy posileK. Wskazuje na to pyłek świerkowy znaleziony z resztkami mięsa koziorożca i jagodami w jelicie grubym Ótziego. Nie zdążył już ich wydalić — śmierć nadeszła przed upływem 24 godzin. Podczas posiłku napił się wody ze strumienia - świadczą o tym drobne blaszki miki, które połknął wraz z wodą. To wtedy pyłek znalazł się w jego jelitach.
Po jedzeniu wraz z towarzyszem ruszyli dalej, minęli granicę lasu i wyszli na alpejskie łąki. Tam, na wysokości 2,8 tyś. m, usiedli do kolejnego, ostatniego już, posiłku. Tym razem zjedli mięso jelenia — nadtrawione resztki znaleziono w jelicie cienkim Ótziego.

Walka na przełęczy

Było już dobrze po południu, gdy stanęli wreszcie na przełęczy - na wysokości ok. 3 tyś. m n.p.m. Byli na samej granicy, na linii rozdzielającej północne i południowe partie Alp. I wtedy, pewnie znienacka, zostali zaatakowani przez co najmniej trzech napastników. Dramat, który się wówczas rozegrał i który zakończył życie Człowieka z Lodu, poznaliśmy całkiem niedawno z niebywałą precyzją. Dopomogły w tym badania DNA z krwi zachowanej na nożu, strzale i ubraniu. Krew należała do czterech osobników. Nie pozostał po nich żaden materialny ślad — choć zapewne walka zakończyła się śmiercią trzech osób i być może ich szczątki spoczywają gdzieś w lodach opodal miejsca, gdzie znaleziono Ótziego (lub znacznie dalej — lodowiec płynie). Nie ma już jednak wątpliwości, że Hibernatus nie umarł cicho i samotnie. Trudno ustalić dokładnie kolejność zdarzeń, ale walka musiała być gwałtowna, długa i krwawa. Dwóch kluczowych odkryć, które pozwalają ją zrekonstruować, dokonano w ciągu ostatnich dwóch lat, a ich interpretacja nie została jeszcze zakończona. Pierwsze dotyczy krzemiennego grotu, który wciąż tkwi w ciele Ótziego, drugie — analizy krwi na jednej z jego strzał. O tkwiącym pod skórą grocie strzały świat dowiedział się dokładnie dziesięć lat po znalezieniu Hibernatusa — gdy wykonano powtórnie szczegółowe zdjęcia rentgenowskie. Ktoś strzelił do Ótziego od tyłu i z dołu — strzała dosięgła lewej części pleców, prześliznęła się po łopatce, na której pozostawiła rysę, i utkwiła głęboko w ciele, 3 cm od lewego płuca. Miało to dla niego fatalne skutki - spowodowało częściowy paraliż lewej strony ciała.
Drzewca strzały nie było — ktoś je wyjął, pewnie chcąc użyć ponownie. Strzały były wówczas w cenie, ich przygotowanie zajmowało bowiem bardzo dużo czasu. Cios w plecy przesądził zapewne o wyniku walki i przypieczętował los Człowieka z Lodu.

Historia zapisana w DNA

Sensacją okazały się jednak wyniki analizy DNA z krwi znajdującej się na jednej ze strzał - krew należała do dwóch osobników, ale żaden z nich nie był Ótzim. Ślady krwi były też na nożu, który ściskał w dłoni w chwili agonii, i także ta krew nie należała do niego. Przebieg wydarzeń mógł więc być następjący.
Na przełęczy Hibernatus i jego tajemniczy towarzysz zostali zaatakowani przez trzech - lub więcej - napastników i wywiązała się walka. Mimo zaskoczenia Ótzi bronił się skutecznie - jednego zabił z łuku, wyjął cenną strzałę i strzelił po raz drugi, znów celnie. Stąd krew dwóch osób znaleziona na jednej strzale. Trzeci napastnik podbiegł do Ótziego, co uniemożliwiało użycie łuku. Wywiązała się walka wręcz — Ótzi dobył noża i zadał cios. To wtedy został zapewne ranny w prawą rękę, co utrudniło mu dalszą walkę. I wtedy dosięgła go strzała wystrzelona od tyłu — wbiła mu się w plecy i utkwiła poniżej łopatki. Ból musiał być przejmujący; co gorsza,ranny został też jego towarzysz i tracąc siły, oparł się na Ótzim, zostawiając ślady krwi na jego płaszczu. Ktoś - może ów towarzysz - wyjął jeszcze drzewce strzały z pleców Ótziego, który sam nie mógł już tego zrobić.
To były ostatnie godziny jego życia. Ótzi musiał o tym wiedzieć. Zapadał zmrok, robiło się zimno. Został już chyba sam, chciał może przeczekać noc w bezpiecznym miejscu. Tak twierdzi Thomas Loy z Institute of Molecular Bioscience w Brisbane, którego badania DNA przyczyniły się w dużej mierze do rekonstrukcji ostatnich chwil życia Ótziego. Mimo utraty krwi, postępującego paraliżu lewej strony ciała i dojmującego bólu Człowiek z Lodu zebrał jeszcze siły, by dojść do położonej w górze grupy skałek tworzących naturalną osłonę przed wiatrem i chłodem. Zdołał zachować całe swe cenne wyposażenie, więc pewnie nie był już napastowany ani goniony. Ułożył się na śniegu lub w mchu, obok położył swój piękny toporek, ale nóż na wszelki wypadek wciąż trzymał w zaciśniętej dłoni.
Ból musiał być obezwładniający, podobnie jak strach — przed śmiercią, przed wrogami, przed dzikimi zwierzętami. Pełen cierpienia i grozy zasnął lub może zapadł w letarg. Nigdy już się nie obudził.

Następne miesiące i tysiąclecia

To był bardzo suchy rok. Aż do jesieni ciało Ótziego spoczywało na ziemi wśród skałek, a wiejące znad Sahary feny wysuszały je i mumifikowały. Jesienią spadł śnieg i przez miesiące pokrywał Ótziego grubą warstwą puchu, który z czasem zmienił się w zbity firn, a w końcu w kolejnych latach w coraz grubszą warstwę lodu. Pogoda najwyraĽniej się zmieniła i letnie tajanie nie dosięgało ciała Ótziego, który przez następne tysiąclecia tkwił już spokojnie w swym lodowym grobowcu. Całun z martwego lodu — uwięziony między skałkami — nie płynął jak pobliski lodowiec Similaun, dzięki czemu zwłoki Ótziego nie zostały zmiażdżone ani nawet zdeformowane; wiele doprawdy zbiegów okoliczności musiało się zdarzyć, by jego ciało dotrwało do naszych czasów.
A i tak niewiele brakowało, by przepadł bez śladu — blisko 2 tyś. lat temu, w czasach panowania rzymskiego, przyszło ocieplenie, lód zaczął topnieć i w końcu Ótzi, gdzieś koło roku 100 n.e., znalazł się znów na powierzchni, tym razem w kałuży z lodowatą wodą roztopową. Tak twierdzi Thomas Bereuster z Politechniki Wiedeńskiej, specjalista od naturalnych mumii, który uważa, że inaczej Ótzi nie mógłby się tak dobrze zachować i nie mógłby wykazywać pewnych nietypowych cech, które dziś stwierdzamy.
Ciało Ótziego można dzisiaj oglądać w muzeum w specjalnie zbudowanym iglooTa niezamierzona kąpiel nie trwała jednak długo — rok, może kilka lat. Inaczej jego ciało nie dotrwałoby do naszych czasów. Potem ponownie został uwięziony w lodzie na kolejne dwa tysiąclecia, aż do 19 września 1991 roku. Wiosną 2003 roku państwo Simonowie wstąpili na drogę sądową, żądając oficjalnego uznania, że są odkrywcami zwłok Ótziego, co pozwoliłoby im na wysuwanie roszczeń finansowych. Mogliby się wówczas domagać 25 proc. od wartości znaleziska. Wraz ze swym adwokatem zażądali 250 tyś. dol. tytułem udziału w zyskach ze sprzedaży biletów przez muzeum w Bolzano. 3 listopada 2003 roku sąd wydał pozytywne dla nich orzeczenie. Nie zamyka to jednak sprawy, lecz otwiera nieograniczone pole do dalszych kontrowersji. Spór jest bezprecedensowy i pewnie nieprędko się skończy Muzeum Południowego Tyrolu deklaruje wprawdzie gotowość uhonorowania Simonów „pewną kwotą" (wspomniano o 5 tyś. dół.), ale odrzuca możliwość rozmów o sumach sześciocyfrowych. Sami zainteresowani nie myśleli zresztą z początku o jakichkolwiek roszczeniach finansowych, wspominali o tablicy upamiętniającej ich udział.
Dopiero prawnicy uświadomili im, że Ótzi to prawdziwa żyła złota, i stąd ów pozew sądowy którego rozstrzygnięcie nastąpiło pod koniec 2003 roku. Targi z pewnością będą teraz długotrwałe, a ostateczna kwota, jaką zainkasują, nie do przewidzenia. Pozostaje tylko pytanie, które zadał adwokat muzeum w Bolzano i od którego zaczęliśmy ten tekst: Czy godzi się handlować ludzkimi zwłokami? I pozostaje zagadka matematyczna: Ile wynosi 25 proc. od wartości bezcennej?

Marcin Ryszkiewycz Świat Wiedzy

Podziękowania dla Marty za dostarczenie artykułu :)