Według jednej z niezwykle licznych wersji czeskiej legendy, dawno temu miasto Brno (dawniej Brunn) terroryzował straszliwy smok, pożerający ze smakiem zwierzęta domowe oraz dzieci. Pokonał go pomysłowy rycerz, napełniając skórę cielęcia wapnem gaszonym. Kiedy smok ochoczo rzucił sie na rzekome cielę i pożarł je ze smakiem, wapno zaczęło go palić i wywołało olbrzymie pragnienie. Smok popędził do pobliskiego strumienia, by je ugasić. Łapczywie pił chłodną wodę, która w połączeniu z gaszonym wapnem w jego żołądku doprowadziła do eksplozji, powodując śmierć smoka na miejscu. Podobną legendę znamy z Krakowa (smok Wawelski).
To oczywiste, że w okolicy zaroiło się od zręcznych rekonstrukcji gada. Do dzis w ratuszu w Brnie można oglądać zachowane szczątki straszliwego smoka, zwisające na linie z sufitu. W rzeczywistości nie jest to jednak smok, lecz wielki krokodyl pokryty czarnym smarem. Czyżby więc smok z Brna był tylko krokodylem zbiegłym z menażerii? Czy opowieść o potworze jest całkowicie fikcyjna, a krokodyl zabłądził do niej przypadkiem? Istnieje wiele przypuszczeń co do krokodyla swisającego z ratuszowego sufitu. Nie wiadomo, skąd pochodzi. Doskonale wiadomo jednak, że wisi tam od co najmniej 1608 roku...