Bigfoot - czyżby jedna z największych niedorzeczności kryptozoologii?
Kilka słów wyjaśnienia, zanim ktokolwiek zacznie narzekać lub wygłaszać tyrady - tytuł tego artykułu - "Niedorzeczności kryptozoologii" - zdecydowanie nie jest atakiem na kryptozoologię. Jest to dziedzina, którą bez cienia wątpliwości jestem szczególnie zafascynowany - a fascynacja ogarnęła mnie odkąd po raz pierwszy pojechałem na wycieczkę do Loch Ness w Szkocji, gdy miałem sześć lat. Przestańcie więc kłapać paszczami, zanim w ogóle zaczniecie.
Jeśli chodzi o niedorzeczności, krążą one wokół aspektów zjawiska, które nie są nigdzie wystarczająco dokładnie określone, i które doprowadziły mnie do stwierdzenia, że wiele spośród tak zwanych kryptyd zamieszkujących naszą planetę to tak naprawdę rzeczy, które powinny być badane przez ludzi posiadających głęboką wiedzę o świecie zjawisk paranormalnych, nadprzyrodzonych oraz okultyzmu, nie tylko o zoologii lub kryptozoologii. Zacznę od bestii ze wspomnianego wcześniej jeziora Loch Ness.
Bardzo niewielu ludzi nie słyszało nigdy o Potworze z Loch Ness. W kryterium niesławy, stoi on w jednym rzędzie z Bigfootem. Dla wielu osób Nessie to plezjozaury. Dla innych - wielkie salamandry. Jeszcze inni sugerują, że te stworzenia mogą być wielkimi węgorzami. Absurd polega jednak na uznawaniu, że te stworzenia po prostu muszą być nieznanymi zwierzętami: tym samym Nessie dołącza do drużyny zagadek.
Posiadam co najmniej siedem doniesień o tak zwanych "obcych wielkich kotach" (Alien Big Cats, ABC) widywanych w Loch Ness w samym tylko XXI wieku. W latach siedemdziesiątych poszukiwacz Nessie, Ted Holiday, napotkał "Człowieka w Czerni" (Man in Black). Nad wodami jeziora dokonano doniosłych obserwacji UFO. Istnieje historia o lotniku z czasów II wojny światowej, który zamieszkuje jezioro, nie zaznawszy spokoju. Nad Loch Ness mieszkał nie kto inny jak sam Aleister Crowley - w Boleskine House, gdzie miały miejsce wszelkiego rodzaju czynności okultystyczne. Sabaty czarownic, obserwacje stworzeń podobnych do wróżek, a nawet spotkania z włochatymi człekokształtnymi bestiami - wszystkie stanowią składniki kontrowersji Loch Ness.
Istnieje też problem z wyglądem Nessie: choć najczęściej w opisach świadków zwierzę posiada długi kark oraz garb, niektórzy opisywali je jako (a) posiadające kły, (b) podobne do wielbłąda, (c) przypominające wielką żabę, czy też (d) przypominające krokodyla. Gdyby Nessie były tylko osobliwymi lokatorami Loch Ness, wówczas byłbym skłonny zasugerować, że prawdopodobnie w pełni mieszczą się w domenie kryptozoologii.
Gdy jednak spojrzymy, jak wiele dodatkowej dziwności ma miejsce w jeziorze (podobnie jak na księżycu), uważam za absurdalne umieszczanie Nessie w obozie istot z krwi i kości. Bardziej prawdopodobna byłaby istota zmiennokształtna. Uważam również za niedorzeczne to, że ludzie mieli nadzieję na schwytanie Nessie w podobny sposób co złowienie suma czy jesiotra. Loch Ness nie jest domem plezjozaurów. Jest to jeden z keelowskich "rejonów-okien", w których wszystko może się zdarzyć. I wszystko się dzieje!
Po tych słowach przejdźmy do istot nazywanych "latającymi humanoidami". Pośród legendarnych nazw figurują człowiek-ćma (Mothman), człowiek-sowa (Owlman), Batman z Houston, itd. Stały się one nieodłącznymi elementami kryptozoologii. Istnieją jednak pewne szczegóły, które doprowadziły mnie do wniosku, że ich pochodzenie leży dużo bardziej w świecie zjawisk nadprzyrodzonych aniżeli w domenie niesklasyfikowanych zwierząt. Jak można odgadnąć, sprawa dotyczy ich skrzydeł.
Posiadam w archiwum wiele doniesień o latających humanoidach, i zawsze rzuca się w nich w oczy jedna rzecz: skrzydła tych istot są za małe, aby pozwolić stworzeniu o wzroście 2,1 metra na wzbicie się w powietrze. W niektórych przypadkach skrzydła owszem są obserwowane, stworzenie jednak po prostu wspina się pionowo w stronę nieba - podobnie jak czyni to helikopter - nie trzepocząc ani razu tymi zabawnie niedorozwiniętymi skrzydłami.
Latające humanoidy niewątpliwie istnieją - to zjawisko jest ponad wszelką wątpliwość prawdziwe. Manifestacje tych istot często jednak wydają się sterowane: spotkania dla korzyści świadków są "wykonywane" przez nadnaturalnych aktorów, którzy ukazują się dokładnie w taki sposób, jakiego od nich oczekujemy. Wiele z nich stanowi jednak absurd jeśli chodzi o aerodynamikę. Człowiek-ćma i człowiek-sowa nie są nieznanymi zwierzętami z mięsa i krwi. Z pewnością są czymś, co powinno być badane z perspektywy paranormalnej.
Przejdźmy teraz do Bigfoota. Osobna rzeczą jest mówienie o Sasquatchu w lasach północno-zachodniego Pacyfiku, o Yeti w rozległych Himalajach, czy też o Yerenie w Chinach. Co jednak z Bigfootem w kraju, w którym się wychowałem: w Wielkiej Brytanii? Mogę z całą pewnością powiedzieć, że Wielka Brytania opływa w doniesienia o Bigfoocie. Wiem, ponieważ w 2007 roku napisałem książkę poświęconą brytyjskiemu Bigfootowi. Jej tytuł to "Man-Monkey".
Doniesienia od świadków z Wielkiej Brytanii są nie mniej wiarygodne od tych z USA czy też wspomnianych wyżej Chin czy Himalajów. Ludzie w Wielkiej Brytanii opowiadają swoje historie w sposób świadomy i zrównoważony. Jednakże (i tu znów pojawia się to słowo...) stuprocentowo absurdalne jest myślenie, że w kraju tak małym jak Wielka Brytania mieszkają całe kolonie Bigfootów. Ludzie jednak widują je - także regularnie. Doniesienia nie są liczone w dziesiątkach - są ich setki.
Podobnie jak z latającymi humanoidami, zjawisko Bigfoota w Wielkiej Brytanii nie jest tym, które powinno egzystować wyłącznie w obszarze kryptozoologii. Jakkolwiek nie zdefiniowano by słowa "paranormalne", z największą pewnością brytyjski Bigfoot jest zjawiskiem paranormalnym. I podobnie jak w USA, znam dwa przypadki z Wielkiej Brytanii, w których rolnicy zastrzelili Bigfoota. Powodzenia: to się nigdy nie udaje. Każdy przecież wie, że Bigfoota nie da się zabić nabojami! Podobnie też jak jego kilku amerykańskich kuzynów, brytyjska Wielka Stopa potrafi zniknąć w mgnieniu oka. I tak dalej, i temu podobne.
Wszystko to sprawia, że powracam do tytułu niniejszego artykułu. Zanim ktokolwiek zacznie krzyczeć jak mała dziewczynka, tupać nóżkami czy marudzić jak rozwydrzony bachor - nie mówię, że pole badań kryptozoologii jest absurdem. Nie twierdzę też, że ludzie zajmujący się tą tematyką są absurdalni. Wręcz przeciwnie: niektórzy z moich najbliższych przyjaciół są kryptozoologami. Nie może więc być błędu, jeśli powiem co następuje: to stworzenia badane przez kryptozoologię są absurdem.
Żyją tam, gdzie po prostu żyć nie mogą, i wciąż pozostają ukryte przed ludźmi - świetnie pokazuje to brytyjski Bigfoot. Zamieszkują one okolice zaludnione przez ogromny wachlarz innych nadnaturalnych osobliwości - pokazuje to fenomen Nessie. Jeśli zaś chodzi o latające humanoidy, pod względem aerodynamicznym są one podobnie bezsensowne co pijany słoń na wysokości 10 000 metrów, skaczący na spadochronie z Boeinga 747 z zawiązanymi oczami.
W jakiś dziwny sposób wszystkie z tych stworzeń istnieją - jestem o tym w pełni przekonany. Bigfoot istnieje. Człowiek-ćma istnieje. Batman z Houston istnieje. Nessie również istnieją. Nie są one jednak zwierzętami w naszym rozumieniu tego słowa. Są czymś innym. I musimy zacząć traktować je jako coś innego, nie zaś po prostu jako nieopisane zwierzęta.
Nick Redfern
Tłumaczenie i opracowanie: Ivellios