Uwielbiam kryptydy, o których da się znaleźć niewiele informacji. Łatwo wtedy zweryfikować wszystkie dane i relacje, można dotrzeć do pierwotnych źródeł, sprawdzić co jest plotką a co faktem. Jedną z takich kryptyd jest właśnie zwierzę znane w północno-wschodniej Szkocji jako
Earth hound (Ogar ziemny). Co w nim jest na tyle nietypowego, że postanowiłem go wam opisać? A to, że lubi sobie czasem przegryźć ludzkie zwłoki na śniadanie, tudzież obiad i kolację.
Niektórzy twierdzą, że nie można być zoologiem/kryptozoologiem odkrywcą „na odległość”, sprzed ekranu monitora, wśród stosów książek, artykułów i zdjęć. A właśnie, że to jest absolutna podstawa! Takie badania (tak, badania) opierają się na twardej logice – jeśli wiem, że na danym terenie są takie i takie warunki, to wiem też jakie zwierze jest w stanie tam przeżyć, a jakie nie. Dla przykładu – jeśli amatorski film z Wielką Stopą pochodzi z jakiegoś małego lasu usytuowanego pomiędzy wielkimi miastami, to analogicznie wiem z góry, że jest to totalna bzdura (po prostu nie mógłby w takim lasku przetrwać). Bez wychodzenia z domu, bez wielgachnej ekspedycji z ekstremalnie wielkim budżetem.
Dzięki czystej wiedzy i logice.
Zajmijmy się więc kolejnym badaniem opartym na logice – tym razem szkockiego zwierzęcia zwanego Earth hound (ogar ziemny).
Earth hound oryginalnie, po szkocku, nazywa się
Earth hun (co znaczy nadal to samo - ogar ziemny), Yird pig/swine (po angielsku Yard pig/swine - Polna świnia) lub Yard dog (pies polny). Imię dość pobieżnie oddaje specyficzność tego stworzenia.
Zacznę więc od jego morfologii, co pozwoli za szersze zrozumienie jego upodobań gastronomicznych. Ogar polny jest przedstawiany jako zwierzę w rozmiarze dużego szczura lub królika, o brązowej sierści, z głową lekko na kształt psiej, z wydatnym świńskim nosem, krótkim, puszystym ogonem, krecimi łapami i sporymi siekaczami. Występuje (a może występował?) na cmentarzach i aluwialnych ziemiach. Jako jedyny geograficzny obszar jego występowania podaje się hrabstwo Aberdeenshire w północno-wschodniej Szkocji. Stamtąd właśnie pochodzą jedyne dwa udokumentowane, choć odrobinę dokładnie, relacje.
Pierwsza pochodzi z 1867 roku. Ogrodnik w czasie orania pola przejechał pługiem po jednym z takich zwierząt. Zginęło na miejscu przecięte niemal wpół. Ogrodnik zabrał jego zwłoki do domu.
Druga relacja pochodzi z 1915 roku, kiedy, o ironio, również zaorano biednego ogarka ziemnego w przyparafialnym polu w Mastrick, Aberdeenshire. Jak wiadomo, kiedyś cmentarze parafialne były dosłownie przy kościołach, więc tu sytuacja jest nieco bardziej uzasadniona. Według relacji zwierzę było jednak bardziej w rozmiarze szczura niż królika czy fretki. Nie wiadomo co się stało z jego zwłokami.
Pozostałe źródła to przekazy ustne i szeroko pojęty szkocki folklor. Yird pigs były wzmiankowane w m.in. "Mysteries of Planet Earth" Karla Shukera, "Hidden Scotland", magazynie Animals & men czy w "Notes on the Folk-Lore of the North-East of Scotland" Waltera Gregora z 1881 roku. Cytat poniżej pochodzi właśnie z książki W. Gregora.
"mysterious dreaded sort of animal, called the "Yird swine"... and believed to live in graveyards, burrowing among the dead bodies and devouring them"
"tajemnicze, straszne zwierzę, zwane "Yird swine"... i wierzy się, że żyje na cmentarzach, ryjąc wśród martwych ciał i pożerając je"
Przyjrzyjmy się bliżej diecie naszego szczurzego obiektu zainteresowań. Wiemy, że żył na cmentarzach i żywił się m.in. ludzkimi zwłokami. Według folklorystycznych przekazów był do tego znakomicie przystosowany - rozmiar do kopania i życia w norach jak najbardziej odpowiedni, krecie łapy są, świński ryjek do rozgrzebywania też, duże siekacze także. Istny kombajn cmentarny. Niejasnością jest tylko "krótki, puchaty ogon". Nie widzę żadnej funkcji, jaką miałby pełnić - a nawet wręcz przeciwnie, przeszkadzałby w utrzymaniu w czystości po kopaniu nor, ale pomińmy to, bo króliki mają podobne i jakoś im to nie przeszkadza. Wiemy więc, że jest w stanie żyć na cmentarzach i na nich się stołować.
Ale czy gryzoń w ogóle jest w stanie zjeść mięso?
Owszem, jest. Przekonali się o tym wojacy ubiegłych wieków.
W czasie pierwszej i drugiej wojny światowej w okopach żołnierzy powstawały istne klasyki gore horroru. Trup ścielił się gęsto, a grzebany był praktycznie w tym miejscu, gdzie padł. Nie było czasu na godny pochówek ani kopanie 3 metrowego rowu. Płytko zakopane, niezabezpieczone, poszarpane, oblane krwią i spowite odorem zwłoki dla głodujących szczurzych armii na froncie były wręcz ucztą rodem z jadłospisu francuskich książąt (ależ ja mam zapędy literackie...). Przeciętny, pospolity szczur (śniady, wędrowny) rozmnaża się wybitnie szybko - ciąża trwa do 24 dni, w jednym miocie średnio 7 młodych, dojrzałość płciową osiągają po ok. 4 miesiącach. A jedna parka może teoretycznie wydać do 5-6 miotów na rok. Teoretycznie, czyli w standardowych warunkach środowiskowych, bez niemal nieograniczonej ilości jedzenia tuż pod wąsatym noskiem... A ich jedynym wrogiem podczas wojny był człowiek, który był zajęty raczej wojną z innym człowiekiem, niż ze szczurem. Nie strzelano do nich, bo amunicji szkoda. Czasem tylko ubijano bagnetem, ale na niewiele się to zdawało, przy małym, włochatym wrogu liczonym w setkach...
Ktoś może powiedzieć, że to mogły być po prostu szczury, trochę wyrośnięte, a resztę „nie-szczurzych” elementów dodał folklor. Problem polega na tym, że gryzonie,
jeśli mają możliwość, to za Chiny ludowe mięsa nie tkną. Zawsze w ich hierarchii jadłospisu na pierwszym miejscu jest dieta wegetariańska. Na brak takowego jedzenia w pobliżu ludzkich siedzib narzekać nie mogły, więc jedynym wyjaśnieniem jest to, że były to zupełnie inne zwierzęta. Nie wiemy niestety, czy stworzenia te żyły raczej na starych cmentarzach, czy wolały świeżo pochowane zwłoki – nie mogę więc stwierdzić czy były sarkoafgami czy nekrofagami. Na mój werdykt co do ich istnienia lub nieistnienia, niebagatelnie wpływa też fakt, że zatrważająca większość relacji pochodzi tylko z hrabstwa Aberdeenshire.
Dlaczego akurat tam? Tego nie jestem w stanie wywnioskować. Nie mam danych co do poziomu zakwaszenia gleb ani związków chemicznych z jakich składają/ się tamtejsi szkoci...
Do czego więc się tu przyczepić? Jak już na początku wspomniałem - uwielbiam kryptydy, o których można znaleźć mało informacji, bo wtedy łatwiej wykryć co jest w ich historii plotką, łatwiej dotrzeć do pierwotnych źródeł itp. Ale mają
jeden zasadniczy minus - niewiele jest udokumentowanych relacji z nimi... Więc z jednej strony nie mam właściwie większych podstaw uważać, aby nie istniało takie zwierzę jak yird swine - z drugiej, nie widzę też powodów żeby istniało. Co prawda, w ostatnich latach potwierdzonych relacji o nich praktycznie brak, a wcześniej, kiedy je widywano, mogły być już po prostu na skraju wymarcia. Ot, rozterka...
---
Opracowane przez Chupas'a dla KryptoZoo i Pathomidae (www.kryptozoologia.pl, www.pathomidae.hosted.pl © 2008 Chupas).