Sandewan
Dodano: 2005-03-11 22:00:39

Angielska zoolog Carina Norris w liście do doktora Karla Shukera pisze
tak:
Krążą wieści, że ten, kto schwyta Sandewana i zaprowadzi go do króla
lub wodza, zdobędzie wielkie bogactwa (nie wiadomo jednak, czy to nie król
nagradza tymi bogactwami). Sandewan pozostawia krwawe ślady. Ten trop, który
widziałam, był niewątpliwie krwawy: duże plamy o średnicy od pięciu do
dziesięciu centymetrów. Natychmiast pomyślałam o biegnącym zwierzęciu
pozostawiającym ślady krwi [mógł to być np. lampart ciągnący swoją ofiarę,
taki jak na zdjęciu powyżej].
Nie wyglądało to na ślady rannego zwierzęcia,
poruszającego się z trudem i znaczącego swoją drogę rozmazaną krwią. Nie oznacza
to jednak, że sandewany nie pozostawiają tego typu śladów. tego nie udalo mi się
ustalić.
Na podstawie ilości krwi mogę ocenić, że było to dość dużę zwierzę.
ślady jednak widoczne są również pod bardzo niskimi gałęziami i w rozpadlinach,
gdzie nie mogłoby się przecisnąć. Trop wiódł przez górzystą okolicę i urywał się
nieoczekiwanie nad urwiskiem. Wśród możliwych wyjaśnień pojawiała się sugestia,
że to nie krew, lecz sok owocowy (zatem ślad pozostawiła niezbyt schludnie
odżywiająca się małpa), a nawet ptasie odchody. żadne z nich nie było
przekonujące... Przewodnik (biały mieszkaniec Zimbabwe), który opowiadał mi o
Sandewanie, stwierdził, że to istota legendarna, istniejąca w opowieściach
czarnych myśliwych. Nigdy nie słyszał, by opowiadali o niej biali.Nawet
jeśli Sandewan jest tylko legendą, ślad badany przez carinę naprawdę istniał.
Jak Sandewan zniknął, kiedy dotarł do urwiska? Czyżby odleciał? Może ma
skrzydła, choć legenda nic o nich nie mówi?