Kiedyś napisałem, że będę się czepiał. No to się czepiam. Zaznaczam, że opieram się tylko na tym tekście, może oryginalne doniesienia mają więcej szczegółów. Tak czy inaczej taki artykuł wg mnie jest nastawiony wyłącznie na zainteresowanie tematem. Niestety 99% czytelników zakoduje tylko: następne tajemnicze zwierzę, pewnie dinozaur lub efekt eksperymentów genetycznych. Wszelkie próby dyskredytacji „dowodów” zostaną pewnie odebrane jako spisek zoologów lub sił rządowych (obojętnie jakiego państwa). Nikt nie chce dociekać czy to prawda czy też relacje spod znaku bełkotu pseudonaukowego. Nie są to zarzuty do autora tekstu będącego zbiorem ogólnej wiedzy na temat zjawiska Coje ya menia. Tak jak w większości relacji kryptozoologicznych brakuje tu jakichkolwiek dowodów.
Przyjrzyjmy się relacjom. Na początek dziwna sprawa. Coje ya menia podobno widywano (???), nie ma jednak opisów zwierzaka za to … na uwagę zasługuje relacja w której nic dokładnie nie wiadomo, są tu tylko ślady słabo z resztą opisane (budzą wątpliwość). Skoro to jest wartościowa relacja to co z tymi które zawierają ponoć opis zwierzęcia? Chyba wiadomo dlaczego ich się nie przytacza Poza tym , z całym szacunkiem dla kierowców ciężarówek, tacy ludzie raczej nie ma nawet podstaw zoologii, zwłaszcza jakieś 90 lat temu! Stąd relacja kierowcy ciężarówki nie jest jakimś wartościowym materiałem. Przejdźmy dalej - szli kilka godzin śladami hipopotama i innego mniejszego zwierzęcia. Czy tajemniczy stwór tropił hipopotama? Tak raczej nie robią samotne kotowate. A może gonił hipcia? No ale tyle czasu? Kilka godzin? Hipopotamy nie są sprinterami, na długodystansowców też się nie nadają. No i skoro Coje ya menia to wodne zwierzę to dlaczego tak długo szło / biegło za ofiarą na lądzie?
Druga relacja, wyłowiona w „morzu” doniesień. Znaleziono zwłoki hipopotama częściowo zjedzone (a podobno Coje ya menia nie zjada hipopotamów). Gość „znał” się na rzeczy! Po jakimś czasie doszedł do wniosku, że ran nie mógł zadać inny hipopotam. Coś tu jest nie tak. Albo zwierzę nie było częściowo zjedzone i były to rany po walce (upiększona relacja) albo jednak było conieco wyżarte, tylko dlaczego rozważano atak innego hipopotama? No chyba, że coś zabiło hipopotama i pozostawiło nie zjedzonego, reszty dokonali padlinożercy. Brak jest jednak w „relacji” danych czy były ślady żerowania innych drapieżników (tropy, odchody, sierść). Brak jest informacji czy rany były szarpane czy tylko punktowe wgryzienia. Gdzie są fotografie ofiary? Niech zgadnę, zaginęły.
Trzecia relacja to już kuriozum. Kilkoro tubylców zauważyło agresywnego hipopotama pomiędzy Czadem a Kamerunem. Chodzi o rejon przygraniczny? Granica tych państw to kilkaset kilometrów. Razem z okolicami to daje powierzchnię … hmmm i podobno kilkoro tubylców. A więc nie wiadomo gdzie i kto, no cóż idziemy dalej. Krótko po tym odnaleziono martwą samicę hipopotama. Kto odnalazł? Gdzie? Nie wiadomo. W przypływie dobrej woli zakładamy więc że to ci sami tubylcy w tym samym rejonie, dobra ;-) Zauważono, że miała ona identyczne rany jak hipopotam znaleziony przez … Halleya. Czyli dysponowano zdjęciami aby je porównać? Słowo identyczne sugeruje najwyższe podobieństwo. Skąd wiadomo, że były podobne. A może jeden z tubylców był pasjonatem zoologii czy nawet kryptozoologii? Widział zatem i pamiętał zdjęcia zrobione przed 50 laty! Rany podobno były tej samej wielkości i miały taki sam kształt. Ktoś je mierzył, zapisał kształt? Jeśli tak to dlaczego nie ma w relacji takich opisów? Donoszą tylko, że były one tak głębokie, jak gdyby zostały zadane długim i ostrym nożem. A może właśnie tak je zrobiono? Nożem lub włócznią? Ustalono tylko, że rany nie pochodzą od innego hipcia. Skoro tak to po co na początku relacji wzmianka o szalonym hipciu atakującym ludzi? Szukanie sensacji?
Ostatni e doniesienie, choć chronologicznie raczej pierwsze, to barwna historia żołnierzy. Zostali zaatakowani podczas przeprawy przez rzekę. Przez jedno zwierzę, „wodnego lwa” reszta osobników, jeśli w ogóle była siedziała ukryta niewiadomo gdzie. I znów brak opisu zwierzaka, choć tylu żołnierzy zostało zaatakowanych, śmiem przypuszczać, że w biały dzień. Aż nadto przypomina to „zwykły” atak hipopotama. Czy mogli pomylić hipcia z lwem? Mogli. Był rok 1910!!! Francuzi mogli słyszeć tylko o dzikich zwierzętach z głębi czarnego lądu. Zapewne najniebezpieczniejszym z nich i najdzikszym wydawał się lew. Jak mogli nazwać zwierzę atakujące ich z olbrzymią z furią prosto z wody? No jak? Pewnie niewielu widziało wcześniej lwa lub hipopotama, zdjęcia i atlasy zwierząt nie były wówczas ogólnie dostępne. Tak na marginesie dodam, że hipopotam był uważany przez Arabów za … rybę, natomiast łacińska nazwa Hippopotamus pochodzi od greckiego hippopotamos co znaczy dosłownie koń rzeczny. Jak inteligentni starożytni Grecy mogli doszukiwać się podobieństw hipcia z koniem! No widać mogli. Nie dziwmy się więc, że proste umysły tubylców wiążą dzikie, agresywne zwierzę żyjące w wodzie z uosobieniem takich cech czyli lwem. Po prostu wodny lew. Zobaczcie też analogiczne nazwy nadawane płetwonogim (morski lis, lampart, niedźwiedź, słoń morski itp.). I jeszcze jedna uwaga. Większość mieszkańców Afryki nie widziało nigdy na oczy lwa, słonia, bawoła, żyrafy. Nam, wychowanym na filmach typu National Geographic, wydaje się że Afryka to sawanna pełna dzikich zwierząt z a którymi podążają uzbrojeni we włócznie tubylcy. Nawet w rejonach gdzie licznie występują np. lwy, tubylcy widzą je najwyżej kilka razy w życiu. Nie można porównać zwierzaka którego widziało się kilka lat wcześniej daleko na sawannie z tym „potworem” który zaatakował z furią wyskakując z wody. Z pewnością taki tubylec stwierdzi, że potwór był podobny do lwa ale był większy, miał większe kły, ryczał jak huragan itd.,itp. Lew to tylko taki przykład.
Podsumowując, brak jest relacji (przynajmniej w tym artykule) dotyczących obserwacji samego zwierzęcia. Wszystkie przypuszczenia oparte są na dowodach pośrednich (ofiary, ślady, odgłosy, świecące oczy itp.) Nie ma podstaw do przypuszczania, że w każdym podanym przypadku był to kotowaty, a już pomysł z szablozębnym jest wyjątkowo chybiony. Atakujący lew obnażając kły ma je wystarczająco wystające aby działały na wyobraźnię prostego tubylca. Nie wiemy praktycznie nic o ranach. Są ponoć głębokie i… nic z tego nie wynika. Dlaczego nasuwają się zaraz olbrzymie kły szablozębnego? Nie ma prostszych, bardziej prawdopodobnych przyczyn? Tzw. badacze wysunęli kilka hipotez. Co my tu mamy: wspomniany wcześniej wodny szablozębny kot. Dalej jest jeszcze ciekawiej – waran lub typ małego dinozaura!!! Jak można pomylić dużą jaszczurkę z … kotem? Lasuje się na siłę teorie o nieznanym zwierzaku, a takie „szczegóły” jak wyjątkowo nie waranie trop czy rany na ofiarach? Skąd to przyszło komuś do głowy? Nie wiem jakim sposobem jakiś waran mógłby zrobić opisywane rany, tj. cienkie i głębokie. Przecież gady nie mają kłów! Kuriozalnym, ale nieco bardziej uzasadnionym było by przypisywanie ofiar zwierzakom w rodzaju welociraptorów. Miały one wielkie pazury którymi zadawały ciosy. Tłumaczyłoby to rany ale nie fakt pozostawienia ofiary nie zjedzonej. No ale znowu pomylić welociraptora z kotem? Hmmm. I na koniec masło maślane: „Jedna z najbardziej popularnych obecnie teorii mówi o nowym gatunku zwierzęcia kotowatego, które przystosowało się do panujących w Afryce Środkowej warunków środowiskowych”. Acha, czyli warunki w Afryce Środkowej są jednakowe, nie ważne czy chodzi o bagna, pustynie, góry, niziny, sawannę itd. No ale znam jedno zwierzę kotowate które przystosowało się do rozmaitych warunków środowiskowych i dodatkowo odpowiada opisowi Coje ya menia - lew.
Wybrane, jednoznaczne cechy charakteryzujące Coje ya menia : tryb życia nocny - typowy dla kotowatych; duże wystające kły - lwy mają potężne kły; oczy świecą w nocy - większość zwierząt polujących w nocy ma takowe, jest nieco mniejszy niż hipopotam - tzn. o ile, nieco mniejszy to o połowę czy ciut ciut, chodzi o wysokość, długość czy masę? Można powiedzieć, że lew jest nieco mniejszy; lubi podmokły teren -i co z tego? tygrysy też lubią polować na bagnach, różne populacje lwów zamieszkują rozmaite biotopy; głos, donośny dudniący ewentualnie „huk wiatru przed burzą lub huraganem” - ryki lwów czasami powodują, że rdzenni mieszkańcy Afryki stają się na chwilę biali, ogólnie rzecz biorąc to tubylców przeraża wiele rzeczy, a ryki lwa robią naprawdę wrażenie. Nie zaliczyłem do tych cech np. śladów które podobno przypominają odciski słonia z palcami. Brak jest informacji kto opisuje takie ślady, brak w ogóle rzeczowego opisu tropu, gdzie był widziany itd.
Nie dajmy się zwariować. Parę relacji sprzed prawie 100 lat, od ludzi którzy mało mają wspólnego z zoologią, łączy się razem chyba tylko po to aby potwierdzić z góry założoną teorię o Coje ya menia. Jak zwykle mamy scenariusz: dawno dawno temu, w odległym zakątku globu, ktoś widział coś. Brak szczegółów i dowodów materialnych no i jest wiele niejasności lub wręcz sprzeczności. Ale na pewno to nowy nieznany gatunek! Taaa… Myślę, że przytoczone relacje opisują ofiary i okoliczności dotyczące różnych gatunków zwierząt (lub działalności człowieka). Mam hipotezy nieco bardziej prawdopodobne niż ataki kota szablozębnego: 1. Ofiary padły pod ciosami noży lub włóczni kłusowników którzy nie mogli zabrać zdobyczy (po ujawnieniu wszystkiego oczywiście nikt się nie przyznał, lepiej było zwalić winę na tajemnicze zwierzę) 2. Ofiary padły pod pazurami … lwa (Panthera leo). Który jest dość dużym kotem, nie unika wody, może zaatakować nawet duże zwierzęta (są lwy atakujące słonie!) 3. Ofiary padły gdyż zostały zaatakowane przez innego hipopotama. Może być to wyjątkowe ale prawdziwe zjawisko. 4. Ofiary padły pod ciosami słonia, dosłownie. Zdarza się, że czasami słonie atakują np. nosorożce. Praktycznie nie wiadomo dlaczego. Możliwe, że jakiś słoń zaatakował hipcia. Tłumaczyło by to głębokie rany, fakt nie zjadania ofiary i tropy przypominające słonia.
To tak w skrócie Pozdrawiam i zapraszam do dyskusji.
|