Kieruję do was to pytanie i historię bo może ktoś będzie mi w stanie odpowiedzieć co za ch****a mnie spotkała. Mianowicie: ...
Kilka lat temu byliśmy z kolegą (Marcinem) na wakacjach u jego babci w Ślesinie (nie jestem pewien czy dobrze pamiętam nazwę ale było tam jezioro). Ulokowaliśmy się w domu babuni i pierwsze dni spędzaliśmy na zabawach (mieliśmy po 10lat) i kolega pokazał mi okolicę, między innymi pokazał mi wielkie bydle które sąsiedzi nazywali psem - typowy, wiejski morderca na sterydach (nie dość że był wielki to jeszcze atakował wszystko z wyjątkiem właścicieli), wabił się Dino.
Teraz do sedna...
Któregoś dnia ojciec qmpla usunął wszystkie (nawet najmniejsze) kamienie z całego podwórka (żeby pomóc wyobraźni dodam że podwórko otoczone było drewnianym płotem) planując skoszenie trawnika. Naturalnie koszenie przeżucono na dzień kolejny. Wieczorem rodzice kolegi razem z babcią poszli na miłą cherbatkę do sąsiadów, a my jako miłe i dpowiedzialne dzieci obiecaliśmy być grzeczni
W telewizji leciało coś z Brucem Willisem a gdy na dworze było już całkiem ciemno wezwała nas natura.
Obai wyszliśmy na dwór i skierowaliśmy się do pobliskich krzaków (WC było na drugim końcu podwórka, kto ma wiejski domek ten wie jakie to uczucie iść tam po ciemku
). Minęła tylko chwila a qmpel wrzasnął do mnie "Wiej!!!", bez pytania zawróciłem na jednej nodze i jak szybko mogłem popędziłem do drzwi. Nie minęła nawet sekunda a zobaczyłem Marcina, w sporej odległości za nim ujrzałem w słabym świetle (z lampy nad drzwiami) szpetną gębę psa sąsiadów. Bydle było wściekłe i gonił qmpla tak szybko jak tylko mógł, na szczęście byliśmy szybsi i już po chwili znaleźliśmy się w domu. Jako że wyobraźni i adrenaliny nam akurat nie brakowało szybko zamknęliśmy wszystkie okiennice żeby nam diabeł nie wskoczył do środka.
Tak zabarykadowani siedzieliśmy i powoli dochodziliśmy do siebie. Słyszeliśmy jeszcze jakiś czas jak Dino chodzi wokół i sprawdza teren, jednak chałasy szybko umilkły. Po jakimś czasie domownicy wrócili i dowiedzieli się o wszystkim. Oczywiście była radość że dzieci całe i złość na sąsiadów, ale... Najciekawsza żecz zdarzyła się nastęonego ranka. Kiedy domownicy po śniadanku chcieli wyjść na dwór, a ojciec kolegi odgrażał się że pójdzie opieprzyć sąsiada... oczom wszystkich ukazało się podwórze które teraz wyglądało jak stary kamieniołom. Dosłownie wszędzie leżały kamienie, większe i mniejsze. Jednak szok nastąpił kiedy mamusia Marcina poszła do szopy po grabie i zauwarzyła coś leżącego na trawniku. To był Dino (martwy), bydle leżało za beczkami i widać z dala było tylko udo.
Ojciec poszedł po właścicieli psa, a kiedy ci przyszli i zaczęli lamentować nad swoją bestią okazało się że jego zwykle brązowe oczy są całkiem białe, jakby chorował na zaćmę. Nie miał żadnych ran, jedynie oczy w jedną noc całkiem zbielały a pies zdechł. Nikt w nocy nic nie słyszał i nikt nie wie skąd się do licha wzięły te kamienie (było ich naprawdę bardzo dużo).
Jeśli ktoś ma pomysł co to mogło być proszę niech pisze.