Oto ta relacja. Może już ją czytaliście, ale w tym temacie jej nie ma.
Tekst pochodzi z ksiązki Andrzeja Trepki pt. ,,O zwierzętach inaczej'', rozdz. ,,Mamuty wśród nas?'', str. 166 - 167.
Cytat za: B. Heuvelmans ,,Na tropie nieznanych zwierząt'', str. 339 - 340.
,,Jedną z najczęściej cytowanych w źródłach naukowych jest opowieść rosyjskiego myśliwego, który spędził 4 lata w tajdze. Zaraz potem zetknął się we Władywostoku z charge d'affaires konsulatu francuskiego M. Gallonem i opowiedział mu przygodę, jaką przeżył w roku 1918. Gallon skrupulatnie spisał zeznania, których fragment warto przytoczyć:
W drugim roku mojego pobytu w tajdze znalazłem ku swemu zdumieniu ślady ogromnego zwierzęcia, chcę powiedzieć ogromne ślady, o wiele większe niż jakiekolwiek inne tropy zwierząt, które dobrze znałem. Było to jesienią. Przeszło kilka gwałtownych burz śnieżnych, po których nastąpiły ulewne deszcze. Nie było jeszcze mrozu, snieg topniał, zostawiając na polanach grube pokłady błota. Na jednej takiej dużej polanie [...] zauważyłem [...] ogromny ślad,odciśnięty głęboko w błocie. Miał chyba ze 70 cm długości i 50 cm szerokości, to znaczy nie był okrągły, lecz owalny. Były to cztery odciski, ślady czterech stóp, pierwsza para w odstępie 4 m od drugiej, która miała trochę większe rozmiary. Potem ślady kierowały się nagle ku wschodowi, do lasu [...]. Gdy podszedłem bliżej, zobaczyłem ogromną kupę ekstrementów. Przyjrzałem się im dobrze, składały się z substancji roślinnych.
Jakieś 3 m dalej, w miejscu, gdzie zwierzę weszło w las, widziałem połamane gałęzie, bestia powaliła je bez wątpienia swą ogromną głową, pokonując wszelkie przeszkody, jakie napotykała [...].
Szedłem za tymi śladami przez wiele dni. Odnalazłem miejsca na trawiastych polanach, gdzie zwierzę się zatrzymywało, by kierując się dalej na wschód zniknąc na zawsze. Pewnego dnia zobaczyłem drugi prawie taki sam ślad. Prowadził z północy i krzyżował się z pierwszym. Na przestrzeni kilkuset m wszystko było potratowane, tak jakby zwierzęta były rozdrażnione spotkaniem i gniewne. Potem obydwa ślady wiodły ku wschodowi, jeden w odległości 20 m od drugiego, przy czym mieszały się ze sobą, przeorując wspólnie ziemię po drodze.
Znów szedłem przez szereg dni za tymi tropami, myśląc, że może już ich więcej nie zobaczę, ale byłem też w niemałym strachu, jak ja stanę oko w oko z takimi zwięrzętami? [...]
Pewnego popołudnia poznałem po śladach, że zwierzęta znajdują się niedaleko. Wiatr wiał mi w twarz, co było korzystne, pomyślałem, bo mnie nie zwęszą przy zbliżaniu się. Nagle zobaczyłem zupełnie wyraźnie ogromne zwierzę i, muszę przyznać, przestraszyłem się nie na żarty. Stało wśród młodych drzewek. Był to olbrzymi słoń, z wielkimi, bardzo zakrzywionymi ciosami; o ile mogłem dojrzeć, był koloru kasztanowatego. Miał długie włosy na tylnej części ciała, krótsze z przodu. Powiem, że pojęcia nie miałem o istnieniu tak wielkich zwierząt. Miał ogromne nogi i poruszał się bardzo wolno. Widziałem słonie tylko na obrazkach, ale choć go oglądałem z oddalenia jakichś 300 m, wierzyć mi się nie chciało, że istnieją tak duże zwierzęta. Drugie zwierzę było w pobliżu, mignęło mi tylko parę razy zza drzew. Wydawało mi się równie wielkie.
[...] Przekazując wspomnianą relację, Gallon skomentował, że myśliwy był osoba zbyt prostą, by wyfantazjować historię o tym spotkaniu. Nie słyszał nawet o mamutach. A słonia znał wyłącznie z obrazków.
Opowieść ta budzi zaufanie. Poręka jej prawdziwości jest umiejscowienie przygody właśnie w tajdze, więc w środowisku według przyjętych wyobrażeń zgoła nietypowym dla mamutów. Każda mistyfikacja powielałaby dobrze znane ilustracyjne rekonstrukcje: włochate kolosy majestatycznie kroczące na tle pustej, bezdrzewnej tundry. A z drugiej strony opowiadanie to odbiega od umitologizowanych wyobrażeń, jakie wyrobily sobie o mamutach - na podstawie zamrożonych cielsk tych zwierząt - syberyjskie ludy z pobrzeży Morza Arktycznego.''
Jak dla mnie ta opowieść brzmi naprawdę bardzo wiarygodnie. Tyle, że to było prawie 90 lat temu.