MarcinK napisał(a):
Cytuj:
To są wymarłe gatunki fauny WSPÓŁCZESNEJ. Gdyby ludzie nie wybili lub nie zagłodzili gatunków terenów otwartych i półotwartych albo nie zapędzili ich do lasów, to by one same z siebie zasiedliły ten teren.
Nie zauważyłeś jednak że w ciągu ostatnich kilku tys lat środowisko odzwyczaiło się od wielkich roślinożerców i doskonale sobie bez nich radzi?
Nagłe wprowadzenie mamutów czy innych nosorożców mogło by spowodować większą katastrofę niż ich wyginięcie tysiące lat temu.
Najprawdopodobniej nie było żadnego "odzwyczajenia", tylko zastąpienie wielkich roślinożerców przez ludzką gospodarkę rolniczo-pasterską. Jak myślicie, co robiły ptaki żerujące na ziemi w niskiej trawie, jak wróbel mazurek czy szpak, gdy nie było komu kosić tej trawy ani nie istniało jeszcze bydło domowe? Albo dlaczego sroka - ptak słabo latający, a żerujący głównie na terenach otwartych, ma ubarwienie takie, żeby było jak najlepiej widoczne dla ssaków, z których większość widzi świat w kolorze czarno-białym, chociaż to ułatwia polowanie na nią drapieżnikom? O dzisiejszych gatunkach roślin terenów otwartych wiadomo, że związane były właśnie z lasostepotundrą epoki lodowcowej.
Z amerykańskich badań ponoć wynika, że to "odzwyczajenie" polegało na zubożeniu (wielkie ssaki odgrywały dużą rolę w rozsiewaniu roślin), co być może da się częściowo odwrócić. Wychodząc z założenia, że ludziom nie wolno naprawiać szkód, do których przyroda się przyzwyczaiła, należałoby uznać, że próby odtwarzania lasów w klimacie śródziemnomorskim są czymś złym. Niech więc będą tylko jałowe kozie pastwiska, ludziom w czasie zimowych powodzi niech zwalają się na głowy lawiny błotne, a w ciepłej porze roku niech panuje susza. Bo przyroda się odzwyczaiła od lasów. A u nas, ponieważ przyroda się odzwyczaiła od terenów otwartych, które były właściwe dla epoki lodowcowej, a dziś są sztucznie utrzymywane przez człowieka, pozwólmy im zarosnąć lasem
. Nie wiem też, po co wprowadzono żubry w Bieszczadach czy na Pomorzu Zachodnim, które w ciągu setek lat nauczyły się świetnie sobie radzić bez nich.
Zgodzę się jednak, że należy najpierw przeprowadzić badania nad wpływem dużej ilości kopytnych na ekosystemy. Z moich obserwacji wynika, że zagrożeniem dla środowisk skąpożywnych, jak torfowiska wysokie czy suche bory sosnowe, może być przenawożenie azotem (z tym, że moje obserwacje dotyczą dzików, które ze względu na wszystkożerność na pewno nie są typowymi kopytnymi, ponieważ właśnie ich pokarm zawiera dużo azotu w postaci białka). Natomiast pozytywny wpływ polega na stworzeniu warunków dla mnóstwa drobnych ptaków, przynajmniej w wypadku terenów pastwiskowych przeżuwaczy. Czy poszczególne gatunki wymarłej fauny mają specyficzny wpływ na ekosystem - tego na razie nie wiemy. Jedynie na podstawie analogii można być pewnym, że gruboskórce powodują straty w drzewostanach. Można też przypuszczać, że jeleń olbrzymi będzie powodował podobne, choć zapewne mniejsze szkody jak łoś (był raczej bardziej trawożerny).
MarcinK napisał(a):
@Traper Bemowski nie uważasz że lepiej zająć się przywracaniem gatunków które są na skraju wymarcia? Czy tych które wymarły w czasach historycznych (chociaż odnowa populacji Szarańczy Amerykańskiej nie wydaje się dobrym pomysłem).
Ja myślę, że jedno drugiemu nie przeszkadza. Wprost przeciwnie - uważam, że gdybyśmy mieli tworzyć tereny łowieckie z dawną zwierzyną, to w pierwszej kolejności powinno się ich użyć do odtworzenia pogłowia żubrów do takiego poziomu, żeby zwierzę to raz na zawsze przestało być zagrożone. Takie tereny z chaszczami i przerzedzonymi drzewostanami służyłyby też doskonale cietrzewiom. Poza tym uważam, że powinno się zacząć od gatunków wymarłych stosunkowo niedawno, jak tur czy prawdziwy tarpan. Kłopot tylko w tym, że mógłbyś powiedzieć też wtedy, że przyroda się odzwyczaiła od ich obecności.
Jeśli chodzi gatunki zagrożone w krajach, których przyroda eksploatowana jest w rabunkowy sposób, to trzeba pamiętać, że możliwości ich ratowania się bardzo ograniczone. Tzn. możemy tylko rozmnażać te zwierzęta w ogrodach zoologicznych i badać je. Poza tym piłka jest po stronie owych krajów, wzrostu świadomości w nich i działań władz. Szczególnie, że międzynarodowe organizacje ekologiczne zaczęły ostatnimi czasy zajmować się raczej zarobkowaniem, niż działalnością statutową. Ogólnie ratowanie obcych gatunków to zupełnie co innego, niż zajmowanie się ochroną i odtwarzaniem gatunków, które mają żyć w naszej przyrodzie.
Szarańcza amerykańska nie będzie problemem, jeśli jej populacja będzie kontrolowana. Dziś szarańcza wędrowna żyje w Europie, ale nie powoduje w niej poważniejszych szkód.
-- 01 Maj 2016, 22:55 --
Wiedźma napisał(a):
A w czasach kiedy mamuty tam bytowały, ten teren wyglądał zupełnie inaczej i zupełnie inne ekosystemy tam były.
Kwestia jest taka, że ludzie te ekosystemy w pewnym stopniu odtworzyli poprzez sztuczne wylesienie.
Cytuj:
Cytuj:
Nie jestem też wcale pewien, czy różnice w roślinności są aż tak wielkie. To nie jest tak, że rośliny epoki lodowcowej wyginęły nagle z jej końcem, po czym pojawiły się nagle z niczego rośliny współczesne. Z tego, co mi wiadomo (mówili mi to botanicy) wynika, że obecne rośliny terenów otwartych - łąk i muraw - to właśnie gatunki epoki lodowcowej, którym człowiek dał drugą szansę przez wycięcie lasów. W glacjałach było mniej opadów z powodu zalodzenia mórz i dlatego dominowały tereny otwarte, pastwiskowe. To ostatnie jest podstawowym podobieństwem BB ze stepotundrą. Do dziś bardzo odpowiadają też one co najmniej niektórym gatunkom północnym, tajgowym - łoś jest jednym z nich.
Zestaw gatunków jest, poza kilkoma reliktami, zupełnie inny. Bo inne jest nawodnienie, inny klimat. A tajga to zupełnie inna para kaloszy niż stepotundra przecież. A borealny zasięg łosia to kwestia stosunkowo niedawna, w czasach historycznych bowiem ich południowo - zachodni zasięg kończył się na Pirenejach.
Odnośnie roślin, słyszałem co innego. Czym innym są też relikty z przedpola lodowca (których nie jest "parę", a w zasadzie cała flora wysokogórska i wiele roślin torfowiskowych), a czym innym - z terenów bardziej stepowych. Mamut był również zwierzęciem tajgi. Stepotundra polegała na tym, że wskutek braku opadów między tundrą a stepem zanikła strefa lasów umiarkowanych i tajgi, zastąpiona przez znacznie luźniejsze sawanny. Przez to flora i fauna obu typów terenów otwartych zaczęła się ze sobą kontaktować i można było na tych samych obszarach w tym samym czasie spotkać np. tundrowe lemingi i stepowe chomiki.
Zasięg łosia zmieniał się w miarę zmian klimatycznych. Z mojej wiedzy wynika, że już przynajmniej w części obecnej Polski łosie z trudem nieraz "wyrabiają" w gorące dni i to jest zapewne główny powód ich szczuplejszego obecnie zasięgu.
Cytuj:
To moje lokalne jelenie musiały nie dostać tej informacji, bo spokojnie sobie bytują w okolicy, przemieszczając się między jednym a drugim lasem o niezbyt wielkich rozmiarach. I nie są to osobniki migrujące, bo od kilku lat z rzedu obserwuję tu łanie z młodymi.
Ja sądzę, że młode, które dołączą do stada, mogą migrować razem z matkami. Natomiast jeśli jelenie spotyka się często, to trudno wątpić, że nie są one tylko przechodem.
Cytuj:
Cytuj:
Tylko że Bagna Biebrzańskie to nie prawdziwe bagna, a okresowo zalewane łąki nadrzeczne (pastwiska), z zawsze suchymi grądami, dogodnymi jako schronienia. W Puszczy Białowieskiej takie łąki jak najbardziej użytkują żubry.
Bagna Biebrzanskie to oprócz rozlewisk i łąk przede wszystkim właśnie bagna i torfowiska (nawet na ich stronie internetowej o tym piszą). A grądów tam nie uświadczysz, co najwyżej olsy (nawet w Grądach-Woniecku NIE MA grądów. Są za to częściowo osuszone bagna i torfowiska).
Nie miałem na myśli lasów grądowych (zwanych w skrócie grądami), tylko grądy jako TERENY, a więc mineralne wysepki, otoczone przez wodę lub bagno. Torfowiska, o których piszesz, to właśnie torfiaste łąki. Można te wszystkie rodzaje łąk nazywać "bagnami", ale one odbiegają od popularnych wyobrażeń o bagnie.
Cytuj:
Cytuj:
Co do wypasu i wykaszania, to wiele gatunków ptaków, gniazdujących na Bagnach Biebrzańskich (bataliony, siewkowate) preferuje miejsca, w których trawy, czy trzciny przystrzyżono. A koniki polskie mają przewagę nad żubrami, polegającą na tym, że chętnie zjadają turzyce, które stanowią większość wśród gatunków traw, rosnących nad Biebrzą. Żubry w turzycy nie gustują, jest więc obawa, że zjadałyby dokładnie to, czego nie powinny.
Zwykłe trawy i trzciny to zupełnie inne środowisko. Różne gatunki ptaków związane są z
Trzciny tworzą zupełnie inne środowisko, niż niższe trawy i turzyce - bliższe zaroślom, niż terenom otwartym. Odnośnie konsumpcji turzyc przez żubry, to w Puszczy Białowieskiej, wg Krasińskich, spośród roślin trawiastych najczęściej zjadają one trzcinnik leśny i właśnie turzyce: leśną i owłosioną.
-- 02 Maj 2016, 00:13 --
PO90PL napisał(a):
Następną sprawą jest stworzenie zdrowej populacji, co samo w sobie może być arcy wyczynem.
By mieć stabilną populację, potrzeba 100 wersji danego genomu, czyli DNA od 100 osobników.
Cytuj:
Wiec proponowałbym najpierw ratować istniejące gatunki, zająć się promowaniem ochrony środowiska, a dopiero potem z ciekawości zająć się tymi wymarłymi-bo ich pula się stale powiększa. Napisałem z ciekawości, bo innego motywu sobie nie wyobrażam, czym człowiek może się kierować przy tym, nawet na tym forum widać tą ciekawość i szukanie nadnaturalnych stworzeń.
Pomysł poprawny od strony formalnej, ale nie biorący pod uwagę psychologii człowieka i na tym się wykładający
. Do zainteresowania ludzi przyrodą potrzebny jest entuzjazm, a tego nie wystarczą jęki nad ochroną środowiska, dodatkowo kompromitowane przez to, że owa ochrona środowiska staje się coraz bardziej biznesem i ludzie mają problemy z odróżnieniem "ekologa" mądrego i uczciwego od głupiego i nieuczciwego. Na dzisiejszy dzień, nie znam innej metody na obudzenie entuzjazmu, jak właśnie hasło odtwarzania zwierząt wymarłych w ostatnich tysiącleciach. Bez entuzjazmu zaś zdrowy nurt ochroniarski będzie miał małe szanse przebić się w dostatecznym stopniu przez biznesowe bagienko, którym go przez ostatnie 25 lat przykryto.
Cytuj:
Wcześniej przez Was był też poruszony aspekt ekonomiczny i ekologiczny natury człowieka, między innymi o utrzymywanie parków narodowych i szkodach wyrządzonych przez zwierzęta. Takie podejście mają właśnie zachodnie, europejskie państwa nastawione na komercjalizm i konsumpcje. Jesteśmy nieco zapatrzonym w siebie narodem, z reszta jak wiele innych. Nic tylko łowić, wycinać, mało kto dba o środowisko, u nas wyrzucanie śmieci w zieloną przestrzeń to norma, dla tego jest jak jest i to nie tylko w tym aspekcie. W Chorwacji dla przykładu na osobę wyrzucająca papierek po Chipsach na trawnik krzywo się patrzy, uznawana jest za osobę mniej wychowaną. U nas też tak powinno być.
W Polsce jest problem ze śmieciami, ale akurat ze zwierzętami czy roślinami nie jest najgorzej, w porównaniu z innymi krajami. Negatywne zmiany istnieją, ale jest to skutek głównie "transformacji ustrojowej" oraz przemian rolnictwa w kierunku preferowanym przez UE (chodzi o zanik tradycyjnego rolnictwa, które sprzyjało wielu gatunkom szczególnie roślin i owadów, a także rabunkową gospodarkę w wodach stojących).
Szkody zwierzęce wszędzie są kłopotem, nawet w Indiach (np. wieśniacy wykładają trutki na tygrysy, żeby nie zabijały im krów). W krajach Zachodu problemem jest to, że upadek komunizmu był politycznym zwycięstwem wielkich koncernów, które dopatrują się w ochronie przyrody wyłącznie przeszkody w maksymalizacji zysków. Koncerny te starają się upowszechniać swój punkt widzenia poprzez propagandę. O ile więc w krajach rozwijających mamy do czynienia z brakiem edukacji i rozwiązań systemowych, to w krajach Zachodu (i b. bloku wschodniego) kwestią jest niszczenie tychże w interesie wielkich firm.