Natura jest nieprzewidywalna i bardzo złożona. Przyczn wymierania gatunków jest wiele i pewnie do końca nigdy się nie dowiemy wszystkiego. Faktycznie prawdopodobnie najczęstszą przyczyną wymierania są kłopoty z dostępem do pokarmu. Może to być spowodowane ewolucją za którą drapieżnik nie nadąża (np. zdobycz staje się szybsza, ma lepszy pancerz lub świetny kamuflarz), różnego typu chorobami (od wirusów do pasożytów), zmianami klimatycznymi itd. Im bardziej wyspecjalizowany drapieżnik tym trudniej mu dostosować się do nowych warunków. W przypadku C. megalodon, którego ofiarami były duże sztuki waleni pewnie było podobnie. Możliwe, że jego główny pokarm - jakiś gatunek waleni - wymarł lub stał się bardzo nieliczny i nasze rekinki miały problem. Były za duże aby polować na mniejsze, a jednocześnie zwinniejsze ryby czy ssaki. Podkreślam że to są przypuszczenia. Nie można wykluczyć że gdzieś jeszcze jest mała populacja C. megalodon. Mamy tu do czynienia z oceanem który ludzkość zna słabiej niż powierzchnię księżyca. Wydaje się to jednak bardzo mało prawdopodobne.
Greg napisał(a):
Poza tym ślady na ofiarach. Badacze na pewno by zauważyli blizny u waleni, którym udało się przeżyć atak megalodona ( tak jak obecnie u fok i uchatek )
- bardzo dobry argument. Zdarzało się, że na powierzchni skóry kaszalotów widywano blizny i ślady od wielkich przyssawek kałamarnic olbrzymich. Nie słszałem jednak aby ktoś znalazł pogryzionego przez megalodona wieloryba. Kontrargumentem byłoby stwierdzenie że nasz rekinek nie polował wcale na wieloryby tylko na np. kałamarnice (tak jak kaszaloty)