gospo27 napisał(a):
Prawda zagalopowałem się trochę z tymi polowaniami, ale wspomniani myśliwi musieli mieć styczność chociażby z rysiem, a specjaliści od polowań na wilki z pewnością nie pomylili ich śladów ze specyficznymi poduszkami kotów.
Pod warunkiem, że mieli okazję ślady rysia w ogóle oglądać, a to zwierzę było wtedy we Francji gatunkiem w zasadzie ginącym. W początkach XIX wieku zostały już tylko smętne resztki populacji alpejskiej.
Cytuj:
Menażerii i cyrków było już wtedy sporo we Francji więc mogli się z nimi spotkać, a nawet prości ludzie którzy styczności z nimi nie mieli w opisach swoich przedstawili zwierzę bardziej zbliżone do wilka względnie psa niż do kota, zresztą bestie widzieli również arystokraci którzy jak sadzę rozpoznali by w niej lwa czy innego dużego kota.
Wśród ofiar Bestii znajdowali się wyłącznie wieśniacy, nie arystokraci. Ci drudzy mogli widzieć najwyżej to, co ustrzelił Beauterne, a o tym poniżej. Co zaś do cyrków i menażerii, to wątpię, żeby często bywały na tak zapadłej prowincji jak Gevaudan, zresztą czas działalności Bestii przypada jeszcze przed rozkwitem klasycznych cyrków co to z namiotem po kraju podróżowały.
Ponadto nawet jeśli taki chłop prosty nawet zobaczył raz kiedyś w menażerii takiego lwa, czy innego tygrysa, to niekoniecznie musiał go od razu zidentyfikować w zwierzęciu widzianym przez chwilę i z daleka, względnie w czymś co mu znienacka spadło na łeb i usiłowało zjeść. Zresztą, co ja się będę, dam przykład z życia wzięty. Posiadałam psa, kłapouchego, burożółtego mieszańca, wśród którego przodków pewna jestem tylko owczarka podhalańskiego. Pies ów drapnął kiedyś sobie w świat, na całodzienną wycieczkę, zima wtedy była. Lubił przestrzenie, pobiegał więc po lesie, polach, zamarzniętym jeziorze i na tym jeziorze ktoś go zobaczył. Ten ktoś przysięgał potem na wszystkie świętości, że zobaczył wilka, ba, ta informacja nawet się w prasie lokalnej ukazała.
Wniosek z tego taki, że jeśli ktoś mógł wziąć biegnącego psa, widzianego w przelocie i niespecjalnie dokładnie, za wilka, to lud wiejski okolic Gevaudan mógł spokojnie nie rozpoznać w oglądanej w podobnych warunkach Bestii mało dla nich znanego zwierzęcia, jak lew, tygrys, czy inny wielki kot.
Cytuj:
Jak wspomniałem wcześniej mamy co najmniej dwie relację o ustrzelonych osobnikach, żadnego z nich nie zidentyfikowano jako dużego kota.
Przy czym osobnik pierwszy, ten zabity przez Beauterne'a we wrześniu 1765, najprawdopodobniej wcale nie był Bestią, bo ta pojawiła się ponownie w grudniu tegoż roku. A region wrzał, stojąc, dosłownie, na krawędzi rewolucji, więc władze najwyższe, z monarchą włącznie, domagały się silnie aby coś z tym zrobić. Przypominam uprzejmie, że trofeum Beauterne'a to był wilk, duży, ale bezsprzecznie wilk, zwierzę dobrze wieśniakom znane, w dodatku ni cholery nie pasujące do opisu Bestii.
Nie wiem natomiast co był uprzejmy ustrzelić Chastel, bo ten stwór nie został nigdy jednoznacznie zidentyfikowany.
Cytuj:
Ludojady z Tsavo zabił Patterson, właściwie w pojedynkę, zaś robotnicy raczej nie byli uzbrojeni. Liczbę 135 podaje Pattrson, archiwa kolejowe podają 28 ofiar (prawdy należało by szukać pośrodku). To prawda że coraz częściej ludojadami zostają koty przyzwyczajone do smaku ludzkiego mięsa ale na dłuższą metę takie drapieżniki mogą polować tylko przy braku przeciwdziałania.
Bo zakładanie pułapek, polowania i robienie zasadzek, że o paleniu ognisk i stawianiu olczastych ogrodzeń, przeciwdziałaniem nie jest. Fakt, Patterson nie posiadał na swych usługach oddziału wojska, jednak jemu było łatwiej. Dlaczego? Dlatego, że te lwy stołowały się na ograniczonym terytorium, krążąc wokół obozu. Natomiast w Gevaudan drapieżca miał do dyspozycji kilometry kwadratowe trudno dostępnego terenu, gdzie łatwo było się ukryć, a myśliwym trudno przewidzieć na którą wioskę lub które pastwisko zwierzę uderzy. Widzisz różnicę?
Cytuj:
Fakt mój błąd co nie zmienia faktu że to bajka. To że bestia długo unikała obław nie musi od razu wskazywać na jakieś mroczne sprzysiężenie, bo komu to miało by służyć? Na dobrą sprawę nikt nie zyskał na aferze wokół bestii, a podobne przedsięwzięcie niosło za sobą duże ryzyko i koszta, nie mówiąc już o trudnych do przewidzenia konsekwancjach.
Mówiąc o czynniku ludzkim nie miałam na myśli mrocznego sprzysiężenia a'la "Le pacte des loups", ale raczej pojedynczego właściciela, szczującego zwierzątko dla rozrywki.
Cytuj:
Pragnę zauważyć że psowate też rzucają się do gardła ofiary, co do taktyki jako całości ataki były przeprowadzane na różne sposoby, a dużej części na dobrą sprawę nie jesteśmy w stanie odtworzyć (do ataków dochodził zwykle na osoby przemieszczające się w pojedynkę a większość ciał było w dużym stopniu zjedzona).
Rzucają się, owszem, ale nie łamią karków i nie miażdżą głów. To jest znak rozpoznawczy wielkich kotów.
Większość ciał była zjedzona, ale nie wszystkie, poza tym byli też świadkowie ataków oraz ofiary, które przeżyły.
Cytuj:
Nigdy nie powiedziałem że bestią był myzonychid który ni stąd ni zowąd pojawił się w XVIII- wiecznej Francji, po prostu uważam że opisy bestii jako całość nie dają podstaw by sądzić że mamy do czynienia z drapieżnym kotem bo po za pewnymi aspektami zachowania podczas ataku i ogonem nic na to nie wskazuje.
Na psowatego wskazuje jeszcze mniej, moim zdaniem.