Żart totalnie absurdalny, niezwiązany z kryptozoologią: Dawno temu żył sobie zakon mnichów, swój klasztor założyli na Evereście, a było ich 2048. Żyli sobie w tym klasztorze oddając się medytacji i poznawaniu życia, aż pewnego feralnego dnia ich spokój coś zakłóciło, przyjechał facet na czerwonym rowerze i rozjechał połowę mnichów, jednocześnie burząc cały klasztor. 1024 pozostałych mnichów opłakiwało stratę przyjaciół, jednak stwierdzili, że nie mogą tak żyć do końca, stwierdzili, że muszą zacząć od nowa. Jak mówili, tak też zrobili, głęboką dżunglę Amazonii, gdzie zbudowali równie piękny klasztor, zaznali tam jeszcze raz spokoju, jednak poprzednio, nie trwało to wiecznie, pewnego dnia przyjechał ten sam facet, na tym samym czerwonym rowerku, i zrobił to samo, zniszczył klasztor i zabił połowę mnichów. Mnisi stwierdzili iż muszą znaleźć trudniej dostępne miejsce, więc dzięki wiedzy ze starych ksiąg odnaleźli zatopiona Atlantydę, gdzie zamieszkali. 512 mnichom żyło się ta naprawdę dobrze, mieli spokój, na który zasługiwali. Pomimo tych usilnych starań nie udało się im ukryć dość dobrze, ich spokój znów zakłócił czerwony rowerek z jego kierowcą, stało się to co poprzednio, klasztor zniszczony połowa mnichów zabitych. Następnym posunięciem była ucieczka z ziemii, 256 mnichom udało się stworzyć klasztor, który jak stacje kosmiczne znajdował się na orbicie. Było im tam wręcz doskonale, mogli byli dalej od ziemii i od jej problemów, mogli tutaj całkowicie oddać się medytacji. Niestety, natrętny człowiek na czerwonym rowerku dotarł i tutaj, zrobił dokładnie to samo, klasztor zniszczony i 128 mnichów żywych. Zdecydowali się oddalić od ziemii jeszcze bardziej, więc tym razem miejscem na nowy klasztor miał być księżyc, jak pomyśleli tak też zrobili. Jednak już przyzwyczajeni do całej sytuacji, mnisi znów gościli znany im dobrze czerwony jednoślad z równie dobrze znanym psychopatą kierującym wyżej wymienionym. Nie zdziwili się również tym co się stało dalej. Więc 64 mnichów, stwierdziło, że skoro odległość nie przeszkadza, to może ochrona. Ich kolejny klasztor posiadał mury obronne, fosę itd. Jednak co zapewne was nie dziwi i to nie powstrzymało faceta na czerwonym rowerku, więc po kolejnej tragedii już 32 mnichów stwierdziło, że założę klasztor głęboko pod ziemią. Niestety, zapewne was nie zdziwię, jeśli powiem że i w to miejsce dostał się znienawidzony przez mnichów człowiek, wraz z jego czerwonym rowerkiem i zrobił to co zawsze. 16 mnichów, wpadło na pomysł, że może na totalnym pustkowiu będą tak trudni do znalezienia że zaznają spokój. Wprowadzili ten pomysł w życie, więc wybudowali klasztor w samym sercu Sahary, bez żadnych dróg, czy wskazówek jak dojść. Pomimo tych przeszkód stało się to co zawsze, pozostało już tylko 8 mnichów. Następną próbą, było stworzenie klasztoru i wynajęcie ochrony, która oczywiście miałaby za zadanie ochronić mnichów, przed wszelkimi nieproszonymi gośćmi, którzy mogliby przeszkadzać w ich rozmyślaniach. Niestety nawet siła ludzka w postaci wyspecjalizowanych żołnierzy, nie była w stanie powstrzymać faceta na czerwonym rowerku, po tej masakrze pozostało już tylko 4 mnichów. Pomyśleli, że może nie będzie zastaną spokój w pierwotnym miejscu swojego klasztoru, tak więc wraz ze swoim dobytkiem jeszcze raz przenieśli się na najwyższą górę świata Mount Everest. Jednak ich pomysł się nie sprawdził, zaraz po wybudowaniu klasztoru, przybył już wszystkim znany człowiek na czerwonym rowerku, który zrobił to co miał w zwyczaju, zniszczył klasztor i połowę mnichów. 2 ostatnich mnichów zmęczonych tym wszystkim, wybudowało swój klasztor w mieście, w żadnym niedostępnym miejscu, wszyscy o nim wiedzieli. Przez pewien czas ku ich uciesze, mieli tam spokój, oczywiście zakłócany życiem miasta, kiedy byli już pewni, że to tutaj zaznają spokój, nadjechał kierowca znanego czerwonego pojazdu i zrobił dokładnie to co miał w zwyczaju. Ostatni mnich zdruzgotany tymi wszystkimi przeżyciami, stwierdził, że musi to jakoś zakończyć, więc kupił zielony rowerek i zaczął pościg. Jechał długo przejechał Amerykę Północną, potem Amerykę Południową, przebył Ocean Spokojny, przez Azję dotarł do Europy, wiedział, że jest już co raz bliżej ściganego, który sie nie poddawał, uciekał najszybciej jak mógł. Pościg trwał jeszcze przez Afrykę, Ocean Indyjski i wreszcie w Austalii dorwał swojego prześladowcę. A jaki morał z tego płynie? Zielone rowerki są szybsze niż te czerwone.
|