Schnappi napisał(a):
.........zoologia utraciła całego swojego ducha - gdy zaczynano dopiero opisywać gatunki, każdy naukowiec na wieś o ewentualnym nowym gatunku aż rwał się, żeby szukać dowodów, marzył o tym, że to on go pierwszy opisze......to była
PRAWDZIWA NAUKA, tak nauka i w dzisiejszych czasach powinna wyglądac, rozwijać się, szukać gdzie popadnie, a nie zamykać się na wszystko, bo ,,nie ma dowodów" albo nawet że ,,teoria ewolucji wyklucza istnienie takiego zwierzęcia"
Doszło to tego, że nie stan wiedzy i teorie dobierane są do odkryć, ale odkrycia do teorii i stanu wiedzy...........
Ja doszedłem do wniosku, że wina w sporze między kryptozoologami a zoologami jest
po obu stronach. Ale bardziej jednak po stronie zoologów, bo to oni spowodowali rozłam. Nie jest to oczywiście wina nauki, która jest po prostu techniką poznawania świata, tylko ludzi i ich kompleksów. Naukowcy pod wpływem tych ostatnich nie zachowują się niestety jak ludzie wiedzy, tylko jak bezmyślne stado zwierząt, zadziobujące odmieńców. Zoolodzy mają 3 takie kompleksy o charakterze podbudowujących pychę grupową ideologii:
- oświeceniowy materializm, który każe im mieć na wszystko materialne, namacalne dowody. Najlepiej żywy egzemplarz. Jeśli ktoś ma wyłącznie dowody niematerialne, to się go po prostu wyśmiewa. Problem w tym, że żeby mieć oczywiste dowody materialne, przeważnie trzeba mieć najpierw właśnie niematerialne i mniej jednoznaczne dowody materialne... Nie można ludzi zniechęcać do ich zdobywania, bo w przeciwnym razie
spowalnia się rozwój nauki. Poza tym, ważne są nie tylko materialne dowody, ale i logika. Ona jednak, jako coś niematerialnego, nie jest często u naukowców w cenie
. Materializm jest baaardzo wygodny, bo nobilituje właśnie miernotę, która nie umie logicznie myśleć, tylko której trzeba wszystko pokazać i wcisnąć do ręki,
- oświeceniowa pogarda dla wiedzy przednaukowej: dla wiedzy ludów pierwotnych, folkloru, wieści gminnej. Pamiętam, jak rozmawiałem z ornitologiem, który wątpił w prawdziwość twierdzeń chłopa, który jako ptaka spotkanego na swoim polu wskazał dropia. Ornitolog wątpił tylko na tej podstawie, że nie był to wykształcony zoolog. A co niby jest nieprawdopodobnego w przelotnym pokazaniu się w Polsce ptaka, który żył tutaj jeszcze niedawno? Nawet, jeśli to jest Podlasie, a nie Polska północno-zachodnia. Pogardę dla znachorów plemiennych podważyła nowoczesna medycyna, wskazująca, że mają oni naprawdę rozległą, choć pozbawioną naukowej ścisłości wiedzę, ale gdzie indziej mit ma się doskonale, bo podbudowuje
ego panów z tytułami "dr" i "prof.". Oczywiście, pogarda dla świata przednaukowego nie przeszkadza naukowcom formułować bez ryzykowania opinią hipotez, opartych głównie na własnej wyobraźni. Bo zrobił to przecież Wielki Pan Naukowiec! Znane mi są nawet polskie środowiska naukowe, które uległy totalnej demoralizacji, ideologizacji (na tle konformistyczno-sekciarsko-zarobkowym) i zupełnie nie przejmują się już nawet faktami materialnymi, ale wciąż zachowują pozycję wyroczni, bo działa magia tytułów naukowych (akurat nie chodzi tu o zoologów). Tak więc, "naukowość" może ograniczyć się do samych tylko tytułów...
- pozytywistyczne przekonanie, że świat jest już w zasadzie poznany. Nie można więc dokonać już znaczących odkryć, a jedynie pogłębiać te, które mamy za sobą. I znów istnieje mnóstwo dowodów przeciwko temu, jak choćby odkrycie fauny ryftowej czy nowych gatunków wielorybów (!). Jaskinie zostały zbadane tylko na powierzchni i nie wiemy, co się jeszcze w nich kryje. To są tylko sprawy najoczywistsze i najlepiej widoczne, ale np. w "całkowicie przebadanej" Polsce przebadane są tak naprawdę jako tako tylko parki narodowe i rezerwaty, i to raczej nie wszystkie. Jednak mit ma się dobrze, oczywiście znów głównie dlatego, że tak przyjemnie jest czuć się wszechwiedzącym... Jeśli uznajemy, ze wszystko już w zasadzie wiemy, to oczywiście odpuszczamy sobie badanie nowych obszarów, znowu ze stratą dla nauki.
Kryptozoolodzy powstali tak naprawdę jako reakcja na te patologie ludzi, którzy chcą rozwijać naukę, ale są przez jej oficjalnych przedstawicieli zaszczuwani. Stworzyli więc odrębne środowiska. Niestety, bez fachowej opieki naukowców mają one tendencję do przyjmowania charakteru sekt, opartych na wierze w coś, gdy nauka powinna opierać się na logice i faktach, oraz do niewydobywania się ponad poziom wieści gminnej. Oczywiście, naukowcom w to graj; stado utytułowanych może się znów podbudować psychicznie, że ma rację. I tak się to kręci...