Czym jest smok, chyba każdy wie. Jednak mniej znany jest fakt, że stwory te panoszyły się po świecie nie tylko w bardzo zamierzchłych czasach. Istnieją przesłanki pozwalające wierzyć, że pojawiają się i dzisiaj. W 1942 roku rzekomy smok widywany był przez wielu świadków w Namibii, w południowo - wschodniej Afryce. Najbardziej spektakularne spotkanie opisał 16-letni wówczas Michael Esterhuise, syn białego farmera, pasterz pilnujący owiec ojca. Pewnego dnia chłopak wypasał zwierzęta na jednej z łąk. Nagle usłyszał dziwny dźwięk przypominający gwizd, który dobiegał z góry. Michael spojrzał tam, skąd dochodził odgłos i jego oczom ukazał się przedziwny stwór. Zwierzę przypominało ogromnego, uskrzydlonego węża, z ostrymi rogami wystającymi z wielkiej głowy. Jego cielsko połyskiwało złotawo. Potwór pikował wprost na przerażonego chłopaka. Po chwili wylądował tuż obok niego, a Michael salwował się ucieczką. Inne zdarzenie miało miejsce 30 maja 1903 roku, kiedy to parowiec SS Tresco znajdował się około 145 kilometrów na południe od przylądka Hatteras niedaleko wschodnich wybrzeżu USA. Drugi oficer i sternik pełniący wachtę zauważyli stado rekinów wyraźnie przestraszonych i uciekających przed czymś. W parę chwil później obaj marynarze, a zaraz później cała załoga, dostrzegli ogromnego potwora płynącego tuż pod powierzchnią. Stwór wynurzył się i świadkowie dostrzegli, że przypominał on gada, pokryty był brązowym pancerzem, a jego głowa była karykaturalnie wielka w porównaniu do reszty ciała. Bestia była długa na 30 metrów i posiadała ogromne płetwy przypominające skrzydła po obu stronach tułowia. Głowa wyposażona była w ostre zęby i czerwone, świecące groźnie oczy. Przestraszeni ludzie, w obawie o swoje życie, schronili się pod pokładem okrętu, gdzie dalej mogli przyglądać się potworowi. Jednak ten po jakimś czasie zanurzył się pod wodę i znikł w odmętach. Zdarzenie to odnotowano w dzienniku okrętowym. Jedenaście lat wcześniej, w 1882 roku, kilku mężczyzn rozbiło obóz nad jeziorem Chelan w USA. Jeden z nich poszedł nad wodę umyć się. Nagle jego towarzysze usłyszeli przeraźliwy krzyk. Kiedy przybyli na brzeg, zobaczyli, że mężczyzna znajduje się w paszczy przerażającego stwora, przypominającego aligatora. Potwór miał jednak białe podbrzusze i skrzydła na plecach. Mężczyźni spróbowali zmusić stwora, aby wypuścił swoją zdobycz, rzucając w niego kamieniami i atakując go nożami. Skóra jego była jednak tak twarda, że nie udało im się to. Wyraźnie rozeźlony smok wzbił się w powietrze i, nie wypuszczając z paszczy zdobyczy, zniknął pod wodą. Jak się później okazało, miejscowi Indianie od wielu lat wiedzieli o jego istnieniu. Według nich, kolejne ukazanie się zwierzęcia będzie zwiastować koniec świata. Znacznie później, bo w latach 50. naszego wieku, w Walii rozprzestrzeniały się pogłoski, jakoby zaczęły się tam pojawiać smoki podobne do tych widniejących na walijskiej fladze. Smoki te, a raczej smoczki, ponieważ żaden z nich nie był większy od średniego psa, miały grasować w okolicach tamtejszych kurników, szczególnie gustując w młodych kurczętach. W końcu wieśniacy zabili kilka z nich i dziwne stwory przestały ich niepokoić. Inny przypadek miała miejsce 30 września 1976 roku w Bolinas w południowej Kalifornii (USA). Tom D'Onofrio i Dick Borgstrom spacerowali właśnie brzegiem morza, kiedy nagle z wody wyłonił się olbrzymi, 30-metrowy stwór. Miał typowo smoczą głowę z czerwonymi oczami, a całe jego ciało było barwy czarnej. Zwierzę poruszało się w bardzo dziwny sposób, świadkowie porównywali go do ,,wypuszczonego z rąk węża strażackiego". Niedługo potem potwór pojawił się nieco dalej, na plaży Stinson, gdzie widzieli go robotnicy remontujący drogę z California Departament of Transportation. Powyższe relacje to jedynie kilka przykładów z niezwykłymi, smokopodobnymi zwierzętami. Jaka jest ich prawdziwa natura? Ciekawą teorię zaprezentował w 1979 roku Peter Dickinson. Według niego smoki są potomkami olbrzymich mięsożernych dinozaurów, takich jak np. tyranozaur. U tych zwierząt wykształciły się niezwykle duże i rozciągliwe żołądki. W tych organach dochodzi do reakcji kwasu solnego z wapniem z kości ofiar zwierzęcia, dzięki czemu wydziela się lżejszy od powietrza wodór. W ten sposób stwór może szybować w powietrzu niczym balon na rozgrzane powietrze. Skrzydła są po prostu przerośniętymi kośćmi klatki piersiowej, a smok używa ich do sterowania lotem. Po śmierci kwas solny z wyjątkowo dużego żołądka rozpuszcza mięśnie i kości, przez co nie można odnaleźć żadnych szczątków tych przedziwnych zwierząt.
P.S
Materiał pobrany z
http://kryptozoologia.w.interia.pl/