Ostatnio w sieci znalazłem artykuł (wy tez go zapewne czytaliście ;-)) o zwierzęciu zwanym Mnichem wodnym lub Biskupem wodnym.
Oto omawiany artykuł:
Mnich i biskup morski to przykłady niezwykłych istot opisywanych przez dawnych kronikarzy, które obcowały (czasem nawet bardzo blisko) z żeglarzami. Dzisiaj ich istnienie można łatwo wytłumaczyć za pomocą ogromnych mięczaków takich jak kałamarnice. Ale to, w jaki sposób taka wielkie, cokolwiek mało kształtne zwierzę mogło być wzięte za istotę podobną człowiekowi, jest bardzo znamienną cechą fantazji ludzi zamierzchłych czasów. Mnich morski według Conrada Gessnera (1516-1565), został rzekomo schwytany ok. 1550 roku w morskich wodach duńskich. Stworzenie to, uznane przez marynarzy za rybę, bardzo przypominało istotę ludzką, a dokładnie - mnicha. Miało na sobie coś na kształt habitu, a na głowie, jakże by inaczej, tonsurę. Wyposażony był w płetwy przypominające ręce, a w dolnej części ciała miał rozwidlony na końcu, rybi ogon. Mnich morski był dosyć duży - mierzył ok. 2,5 metra długości (wzrostu?). Rybacy zdali sobie bardzo szybko sprawę z niezwykłości owego połowu i ofiarowali "rybę" królowi duńskiemu, Christianowi. Jak zanotowali kronikarze, świeżo nawrócony na protestantyzm władca miał odbyć z istotą dyskusję teologiczną, podczas której został przez nią obrażony i oskarżony o odstępstwo od wiary. W efekcie tego rozkazał nieposłusznego mnicha z głębin morskich uśmiercić i zakopać. Przedtem jednak król rozkazał sporządzić wizerunek istoty, którą następnie wysłał szwajcarskiemu przyrodnikowi, wspominanemu już Conradowi Gessnerowi, który włączył relacje o morskim mnichu do swej książki pt. "Libris de piscibus marinis (Księga ryb morskich)", wydanej w 1554 roku. W 1854 roku sprawą mnicha morskiego zajął się ówcześnie znany biolog duński, Japetus Steenstrup, który w piśmie Duńskiego Stowarzyszenia Historii Naturalnej, udowadniał iż był to mięczak. Ponadto rozmiary tego zwierzęcia sprawiały, iż w grę wchodził jedynie gigantyczny kalmar Architeuthis. Historia stwora wyższego w hierarchii "morskiego duchowieństwa" jest równie, a może nawet bardziej ciekawa, ponieważ wydarzyła się ona na naszym "podwórku". Według średniowiecznych legend marynarskich, morski biskup dostał się w sieci dwukrotnie: w XIII i XVI wieku. Za drugim razem, w 1531 roku, został zabrany na dwór króla polskiego Zygmunta Starego,, gdzie wywołał, nie dziwota, istną sensację. Cały pokryty łuską, oślizgły, ale swoim zachowaniem i posturą nakazujący szacunek - posiadał bowiem oblicze rozumne, brodate, a na głowie biskupi kapelusz, pokryty oczywiście łuską. Dla odmiany pewnie stał na dwóch, płetwiastych nogach. Król polski wykazał się większym humanitaryzmem niż jego duński odpowiednik i postanowił ugościć stwora na dworze. Jednak ten zaczął dawać znaki iż chce powrócić do morza. Kiedy jego żałosne pomruki stały się już nie do zniesienia, władca zarządził iż należy biskupa oddać z powrotem morzu. I tak się stało, a jak zapisał kronikarz, tuż przed zniknięciem w odmętach, istota pobłogosławiła tych, którzy ją wypuścili znakiem krzyża. Zdumiewająca historia, bardzo ciężko jest uwierzyć iż istota taka to tylko bezmyślny mięczak, o kształtach z grubsza tylko przypominających ludzkie. Jednak wyobraźnia ludzi żyjących kilka wieków temu, dodatkowo uskrzydlona wiarą, nie raz już udowodniła, że potrafi niemal wszystko.
|