Zainteresowałem się tą sprawą już jakiś czas temu, właściwie to kiedy pojawiły się doniesienia o kotowatym z Małopolski i doszedłem do wniosku że mogą istnieć dwa lub trzy scenariusze całej tej historii:
1. Całość to dziennikarski bubel, temat na pierwszą stronę - w tą teorię osobiście nie wierzę, bo zbyt wiele dowodów przemawia za tym, że coś rzeczywiście jest na rzeczy. Już to, że znaleziono dużo zabitych zwierząt (patrząc i porównując opisy można bez trudu dojść do wniosku, że to zwierze. Zresztą - komu by się chciało latać po wioskach z pułapkami na niedźwiedzie i zabijać bydło?) może świadczyć o prawdziwości historii. Dodatkowo ostatnio drapieżnik wskoczył na dach pędzącego samochodu (coś takiego to już dość ciężko podrobić...) w pogoni za sarną.
2. To, to samo zwierze, które było widziane pod Krakowem (tu już wystarczy cytat podany przez mojego poprzednika). To ciekawa teoria, tym bardziej, że trzeba by było uwzględnić to, że zwierzak przeszedł jakoś przez gęsto zaludniony Śląsk (czyżby go ominął? Jeśli tak to od północy; przez wyżynę Krakowsko-Częstochowską i dalej przez W. Wiluńską, gdzie jest całkiem sporo lasów, czy od południa przez tereny gęściej zaludnione? Ja bym się opowiadał bardziej za tą pierwszą opcją), przemknął gdzieś pod Opolem (zakładając, że szedł od północy) i nastraszył ludzi właśnie w Mokrej. Teraz kieruje się znów na południowy wschód (ostatnie doniesienia z Pawłowiczek - spory kawałek od Mokrej) i wygląda na to, że kieruje się w stronę lasów między Kędzierzynem-Koźle, a Rybnikiem. Jeśli rzeczywiście jest to zwierze spod Krakowa to jest cholernie sprytne - pod Krakowem wymknęło się obławie, która je prawie otoczyła (przypominam, że wtedy w obławie uczestniczył helikopter z kamerą termowizyjną i grupa antyterrorystów z psami). Potem zapadło się pod ziemię na pół roku po czym nagle pojawia się 125 km (w linii prostej) na zachód od Krakowa, bezczelnie masakruje zwierzęta gospodarskie w środku kilku wsi, zabija kilka zwierząt leśnych (wiemy przecież tylko o odnotowanych przypadkach) poważnie dużego rani jelenia, którego dobija myśliwy, przeskakuje przez drogę "zahaczając" samochód i cały czas pozostaje prawie, że nieuchwytne (jeden raz, kiedy udało się komuś nakręcić film). Mówiąc prościej bydle ma sporo osiągnięć.
3. Tutaj dochodzę do niepotwierdzonych (jeszcze) pogłosek. Wg kilku źródeł drapieżników jest kilka. Miałyby pochodzić z prywatnej hodowli z Czech, skąd uciekło 5 sztuk. Dalej dowiedziałem się że dwa zwierzęta schwytano, a po 3 innych ślad zaginął. Patrząc na zalesienie, można przypuszczać, że z północno-wschodnich Czech grupa zwierząt przedostała się do Polski (Beskid Morawsko Śląski) i skierowała się pod Kraków, a dalej, opisaną dwa akapity wyżej trasą aż do województwa Opolskiego. Jak już wspomniałem ostatnia z teorii nie ma praktycznie żadnego potwierdzenia, mamy tylko kilka poszlak: zdarzyło się, że w dwóch oddalonych od siebie miejscach jednej wsi znaleziono zabite bydło i kury; w odległości ok 10 od siebie km znaleziono dwie zabite i częściowo zjedzone sarny – wg niektórych źródeł ludzie badający truchła stwierdzili podobny stan zwłok. Na dodatek występują sprzeczne relacje co do wielkości i umaszczenia drapieżcy – raz podkreśla się, że zwierze było bardzo ciemne i duże, a już w kolejnej relacji czytałem o cętkowanym, burym drapieżniku. Może to wynikać z oświetlenia, warunków pogodowych i pory dnia, ale mimo wszystko warto to wziąć także pod uwagę.
Na tym chwilowo sprawa się kończy. Jeśli sprawdzą się przypuszczenia i drapieżnik (lub drapieżniki) zapadnie (zapadną) znów w jakieś lasy, to kolejnych doniesień doczekamy się na ten temat jakoś w czerwcu, może szybciej. Ktoś się mnie pytał czemu do tej pory żadne z kół myśliwskich nie urządziło generalnego polowania, albo czemu poszczególni myśliwi nie deklarują chęci zabicia takiego zwierza. Wyjaśnienie jest proste: myśliwi raczej nie wiedzą jak podchodzić dużego kotowatego, nietypowego zresztą dla Polski. Wynika to z zakazu polowań na rysie (objęte ochroną) no i z nieznajomości zwyczajów i trybu życia dużych kotów. Pojedynczy myśliwy może biegać miesiącami, ganiając za zwierzakiem, który będzie go unikał i przenosił się co raz dalej. Z równym powodzeniem można próbować zabić świnie wykałaczką. A ”jeneralne” zgromadzenie łowieckie i wielkie polowanie jest trudne do zorganizowania. Jak wiemy w okolicy Mokrej obowiązuje zakaz wstępu do lasów i terenów przyleśnych, wieczorem zwierzęta są zamykane, psy spuszczane z łańcuchów (a nie wątpię, że mieszkańcy, czujący bardziej zagrożeni zaczną szukać bardziej radykalnych sposobów na wroga – wyciąganie i czyszczenie obrzynów, ostrzenie wideł i cepów bojowych…). Teraz przechodzę chyba do najważniejszej kwestii: czy ktoś może zginąć, zabity przez tego drapieżnika? Owszem może, czytałem doniesienia, że ten kotowaty wyważył dwie pary solidnych drzwi , w tym jedne zamknięte na metalową sztabę. Świadczy to o sile, sprycie i dobrej kondycji drapieżnika. Dalej wystarczyć patrzeć na kolejne doniesienia, a raczej na ofiary zwierzaka – kolejno; drób, warchlaki, sarny, świnie, kilka cielaków, stukilowy tucznik i ów zraniony jeleń. Do tej pory drapieżnik unikał ludzi o czymś świadczy mała ilość opisów samego kota i jeszcze mniej dowód rzeczowych. Jeśli jednak zabrnie w rejony bardziej zamieszkałe, to konfrontacja wydaje się trudna do uniknięcia, nawet jeśli zwierzak porusza się tylko nocą. Jeśli ktoś zginie, zabity przez wielkiego kota, to doczekamy się kolejnej afery, utyskiwań że ”nic nie zrobiono żeby temu zapobiec” etc. Chodzi o to żeby tego uniknąć. Moim zdaniem nie należy więc zadać pytania „Czy go złapią?” tylko „Kiedy go złapią?”.
|