W okolicach bydgoskich przedmieść jest sobie sporawy las. I właśnie na terenie tego lasu dzieją się tajemnicze rzeczy.
Ostatnio nie było tu mocnych wiatrów, więc wyobraźcie sobie moje zdziwienie, gdy podczas jazdy rowerem znalazłam przygięte to gleby średnich rozmiarów drzewko. Powtarzam PRZYGIĘTE, nie wyrwane przez wiatr, tylko tak wyglądające jakby duży zwierz z całej pyty oparł się o biedną roślinkę.
Podczas innego z moich wypadów widziałam też coś wyglądającego jak ślad długich (w liczbie 3 do 4) kościstych palców. Nie przyglądałam się temu zbytnio, bo wzięłam to za odbite gałązki czy coś. I o ile drzewko widuję ciągle (jeżdżę regularnie na rowerze, a drzewo jest przy samej ścieżce), to śladów już nie znalazłam.
Wczoraj na wycieczce rowerowej usłyszałam coś dziwnego. W tych rejonach lasu żyją głównie małe ptaki i gryzonie, więc ciche szelesty w trawie to norma. Ale łomot dużego, czworonożnego zwierza zbiegającego ze wzgórza już raczej się do normy nie zalicza. (Uprzedzając Wasze pytania: w tym lesie dziki mieszkają bliżej bagna i siedzib ludzkich, a sarny i zające w szkółce leśnej. Mam to już obcykane.
) Moja mama też to usłyszała i poradziła mi, bym uważała na te zwierzaki, czymkolwiek by nie były. Wzięłam duży, ciężki, ostry patyk i poszłam na polankę, obok której to usłyszałam, by wypełnić swój kryptozoologiczny obowiązek
. Znalazłam głównie myszy i jeże, więc dałam sobie spokój.
Potem wyruszyłam na krótki spacer leśną ścieżką. To co zobaczyłam, nieźle mną wstrząsnęło
. Z lasu (tudzież pierd****ej głuszy) wylazła ciemna postać, trzymająca się nienaturalnie prosto. Myślałam, że to człowiek, ale coś w ruchach mi nie pasowało. I dlaczego wyszedł z lasu. Istota stanęła pośrodku ścieżki, rozejrzała się. I gdy mnie dostrzegła, ruszyła w moją stronę. Ruszała kończynami sztywno i gorączkowo, jak zepsuty robot.
Domyślacie się pewnie, co się stało.
Mogłam zaczekać, by dowiedzieć się, co to.
Mogłam zdzielić to coś kijem.
Ale nie.
Zaczęłam spieprzać.
Nikt z rodziny mi nie uwierzył. Po drodze do domu cały czas patrzyłam, czy nic na mnie nie wyskoczy.
Dziś w szkole zabroniono nam chodzić do lasu czy nawet niezabrukowanymi ścieżkami, ze względu na dziki łażące po ulicach i ogródkach. I sobie pomyślałam: czy one uciekły z lasu z głodu... czy ze strachu?
Proszę, powiedzcie mi, co o tym sądzicie. Dawno mnie nic tak nie ruszyło. Jestem naprawdę przerażona.