- Nie mógłbym. - Powiedział Eric i zaciągnął się jeszcze raz. Słysząc dalsze słowa Japończyka skinął lekko głową, przyjmując je do wiadomości. Potem spojrzał ironicznie na Polaka i uśmiechnął się. - Nie sądź po pozorach, panie Krzysiek, bo ci jajca ktoś uciąć możesz, gdy się spodziewać nie będziesz. Możesz mi uwierzyć, że mam trochę doświadczenia z bronią białą. Pomijając już fakt, że maczeta jednak służy głównie do poruszania się po dżungli i do tego zamierzam jej raczej używać. Chyba, że będzie trzeba kogoś genitaliów pozbawić. - Roześmiał się wesoło i zaciągnął kolejny raz fajką. Potem spojrzał poważniej na Polaka. - Co zaś się tyczy pańskiego strzelania, mam odmienne zdanie. Obawiam się, że dość kiepski z pana zoolog, jeżeli strzela pan od razu do zauważonego stworzenia i nie rozumie, jak wielkie znaczenie mają obserwacje w jego naturalnym środowisku. Dlatego też... - Nie dane mu było skończyć, przerwał głośny dźwięk dzwonka. Eric sięgnął do kieszeni i wyciągnął z niej telefon satelitarny. Szybko wyrzucił niedopałek przez otwarte okno i odebrał połączenie. - Tak, panie dyrektorze Maldock, wszystko w porządku. Jesteśmy na miejscu, piękna okolica... - zmarszczył brwi, słuchając słów przełożonego. Reszta obecnych mogła usłyszeć tylko cichy bełkot, składający się z słów niemożliwych do rozróżnienia - Tak, oczywiście... Zajmiemy się tym... Zrobimy co w naszej mocy... Może pan na nas liczyć... Oczywiście, panie dyrektorze, nie ma sprawy... Panu także, panie dyrektorze. Proszę pozdrowić wujka... znaczy się, profesora Flosta. Do usłyszenia. Schował telefon z powrotem do kieszeni i popatrzył na innych uczestników wyprawy, o dziwo, całkowicie poważnie. Poprawił kapelusz na głowie i podrapał się chwilę po podbródku, po czym powiedział. - Musimy sobie ustalić parę rzeczy, panowie. Jak zapewne słyszeliście, dzwonił dyrektor Maldock. Czy zgadzacie się z tym, czy nie, pewne decyzje zostały podjęte już wcześniej. Jedną z nich jest fakt, że ja, jako jedyny obecny tu pracownik Instytutu Waschington, zostałem mianowany kierownikiem ekspedycji. Domyślam się, że fakt ten może być trudny do przełknięcia dla takich twardzieli jak wy, ale mimo znacznej swobody, jaką panom dam, wymagam od panów pełnego posłuszeństwa w sprawach zawodowych. I pierwszym moim poleceniem jest, panie Krzyśku - tu spojrzał surowo na Polaka - jest absolutny zakaz strzelania do miejscowej fauny, o ile nie będzie to absolutnie konieczne. A teraz przekażę panom instrukcje, których udzielił mi dyrektor Maldock. W najbliższym czasie naszymi zadaniami są: zweryfikowanie obserwacji miejscowych, o których mogliście przeczytać w raportach, a także o ile jest to możliwe, wykonanie zdjęć oraz filmów tajemniczego stworzenia. Mam nadzieję, panowie twardziele, że oprócz giwer, którymi zdążyliście się już pochwalić, wzięliście także sprzęt do bezkrwawego safari, bo to on ma teraz dla nas największe znaczenie. - Odetchnął głęboko i zdjął kapelusz. Potem uśmiechnął się - A teraz, porzuciwszy ton służbowy, dla lepszego zacieśnienia więzów w naszej drużynie, proponuję zbiorowo udać się, najlepiej także z naszym wspaniałym gospodarzem, na poszukiwania jakiejś knajpy, gdzie dokonamy wywiadu w zakresie sfermentowanych dóbr natury występujących w tej okolicy - uśmiechnął się szerzej. Przynajmniej Polak powinien przystać chętnie. Żółtka pewnie rozczaruje brak wódki z ryżu, ale trudno. - Żeby wasze opory zniwelować dodam, że w knajpie zapewne spotkamy paru miejscowych rybaków i zaciągniemy języka odnośnie obserwacji Chupacabry i w ten sposób wypełnimy polecenia pana dyrektora.
|