Do tej pory informacje o „latających humanoidach” docierały do nas z Meksyku. Dla osób niezorientowanych w sprawie przypominamy, że pisaliśmy kiedyś o incydencie z 17 czerwca 2005 roku w mieście Mexico City w Meksyku. Horacio Roquet o godzinie siódmej rano wychodził do pracy, kiedy nagle na niebie dostrzegł, że w powietrzu lecąc jakieś obiekty. Po chwili zrozumiał, że są to humanoidy. Zaintrygowany wrócił do domu po kamerę i nagrał 10 minutowy film, na którym widać, jak jedna z tych istot unosi się nad jego domem! Poniżej możecie zobaczyć klatki z tego filmu.
Przedstawialiśmy ten film, ale teraz czas na podobne wydarzenia z terenu Polski. Czekalismy trochę z publikacją, bo cały czas mieliśmy nadzieję pojechać na miejsce i porozmawiać ze świadkami, ale na razie przynajmniej przedstawimy kilka wybranych relacji z terenu Polski. Celowo wybraliśmy na razie te, które dotyczą lat wcześniejszych.
To było w 99 roku pod koniec sierpnia, ale w tej chwili trudni jest mi ustalić precyzyjną datę. Razem z moją żoną przebywaliśmy w miejscowości Giby, gdzie rozbiliśmy namiot. Tego dnia była kiepska pogoda i w ciągu dnia padał deszcz. Rano przyjechał do nas mój brat, bo chcieliśmy iść na ryby. Ze względu na deszcz spędziliśmy dzień w namiocie, a nad jezioro poszliśmy ok. 18.00
Pogoda jak już napisałem była paskudna, ale nagle pod chmurami zobaczyłem jakiś przedmiot. Był ciemny i wyglądał trochę jak balon, ale nagle zatrzymał się w miejscu, co raczej wykluczało balon. Brat miał lornetkę i po prostu krzyknął, kiedy przez nią spojrzał. Ten obiekt był bowiem wyraźnie człowiekiem w jakimś ciemnym skafandrze. Myślę, że znajdował się na wysokości ok. 300-400 metrów. Nie dostrzegłem żadnego obiektu, który byłby w jego pobliżu. To było dziwne także dlatego, że ta postać była zupełnie nieruchoma. Widziałem wyraźnie jednak, że ma głowę, ręce itp., bo po prostu to było widać przez lornetkę. Trwało to może 5 minut, kiedy obiekt błyskawicznie uniósł się w powietrze i zniknął w chmurach. Wszystko, co napisałem, może potwierdzić mój brat.
Marcin L.
I jeszcze jedna relacja
Sent: Tuesday, October 31, 2006 5:07 PM
To:
nautilus@nautilus.org.pl
Subject: witam
Bardzo lubie wasza zał oge,jestem stałą czytelniczką. Mam 36 lat , kilka niewyjaśnionych zajść w dzieciństwie. Jedno mialo w roku 1980 miałam 10 lat .Wracałam z mamą późno w nocy do domu. Na niebie widzialam trzy niby postacie , bardzo szybko sie poruszaly. Byłam wystraszona, zapytałam mame czy widzi to co ja, ale mama nic nie widziała. Bałam sie. Wygladaly jak anioły , ale nie miały skrzydeł, nóg,i rąk.i włosów. Często wracam do tego czasu i staram sobie to wyjasnić. Znajomi raczej żartuja. Ale ja jestem pewna , widzialam to.,, coś,
Zycze powodzenia
Iwona
Teraz czas na obserwację, która przypomniała nam podobny incydent, który miał miejsce w Lelowie.
Sent: Sunday, December 03, 2006 1:09 AM
To:
nautilus@nautilus.org.pl
Subject:
Witam. Przeglądałem dzisiaj wasze artykuły i natknąłem się na jeden, który najbardziej mnie zainteresował. Mianowicie chodzi o "Urodzaj dziwnych kamieni i obserwacja dwunożnej istoty podobnej do kangura – czy te wydarzenia mają ze sobą związek?". Chciałbym napisać o pewnej historii, którą opowiedział mi dziadek, który był jej naocznym świadkiem, a która miała miejsce trzy lata temu, w wakacje. Otóż dziadek mój, niestety już nieżyjący, mieszkał razem ze swoją żoną, a moją babcią na wsi nie daleko Piotrkowa Trybunalskiego w Witowie. Mieli niewielkie kilkuhektarowe gospodarstwo. Trzy lata temu w lipcu (nie wiem dokładnie którego dnia) dziadek około godziny 18 wyszedł za stodołe. Za tą stodoła znajduje się mały kawałek ziemi ok 150 metrów długości. Zaraz za tym poletkiem jest las. Między lasem a polem przebiega zwykła piaszczysta droga, która pozwala na dojazd innym mieszkańcom do swoich działek. Oto co, zobaczył mój dziadek i opowiedział później całej rodzinie: Będąc za stodołą, spotrzegł że na końcu jego pola, nieruchomo stoi jakaś postać koloru pomarańczowego. Jednak wtedy to nie zaprzątnęło dziadkowi zbytnio głowy. Pomyślał, że może ktoś szedł drogą i zatrzymał się na chwilę. Wiadomo był to lipiec, gorąco, może ktoś chciał odpocząć. Dziadek zrobił, co miał zaplanowane i wrócił do domu. Następego dnia ok. godziny 10, dziadek ponownie poszedł za stodołę, tym razem miał ze sobą wiadro. Zauważył, że to co widział wczoraj po południu nadal jest w tym samym miejscu. Dopiero wtedy zaczął sie zastanawiać co to może być. Pierwszą myślą jaka mu przyszła do głowy, był pomysł aby iść zawołać babcię, może ona bedzie wiedziała, kto lub co to jest. W tej samej chwili, jak tylko to pomyślał, jakaś nieznana siła, wpłynęła na jego umysł i momentalnie zapomniał co ma zrobić. Postawił wiadro, ktore trzymał w ręce i postanowił iśc w kierunku tego "czegoś". Po przejściu kilku metrów, stanął jak wryty. W tym samym czasie to coś pomarańczowego koloru uniosło się na wysokość około metra. Zostało w takiej pozycji na kila sekund. Zobaczywszy to, dziadkowi włosy stanęły dęba i sam stanął jak wryty. Patrzył sparaliżowany ze strachu. Ta pomarańczowa postać uniosła się jeszcze wyżej i z ogromną prędkością poszybowała nad lasem i zniknęła. Jakby tego było mało ciągnęła za sobą ogromny słup ognia. Dopiero po chwili bardzo wystraszony dziadek doszedł do miejsce, gdzie to coś stało. Opowiadał,że mimo ogromnego strachu jaki go opanował, musi to sprawdzić. Zauważył, że nie ma tam ani śladu jakiegokolwiek wgniecenia źdzbła trawy, czy jakiegoś śladu na piaszczystej drodze. Mało tego, nie było nawet najmniejszego śladu po ogniu, żadnego wypalenia, okopcenia. Po prostu nie było nic. Widział to jeszcze inny mężczyzna, który kosił trawę w odłegłości trzech pól od pola mojego dziadka. To wszystko co tutaj opisałem, usłyszałem z ust dziadka. Ja i cała moja rodzina, nie mamy najmniejszego prawa przypuszczać, że dziadek mógł to sobie wymyśleć, bo niby w jakim celu? Dziadek do końca swoich ostanich dni był jak najbardziej sprawny umysłowo i fizycznie. Jedno co jeszcze powtarzał po tamtym wydarzeniu to słowa: "...jak długo już żyję na tym świecie, czegoś takiego jeszcze nigdy nie widziałem i chyba juz nie zobacze. Do śmierci będę się zastanawiał, co to mogło być i chyba i tak się nie dowiem...".
W sprawie powyższej relacji warto przypomnieć fragment artykułu ze stron Nautilusa sprzed dwóch lat:
… we wrześniu (2004 r. ) Polskę obiegła wiadomość o zaobserwowaniu w miejscowości Lelów k.Częstochowy dziwnej postaci na polu. Niezwykła istota miała około jednego metra wzrostu. Według relacji naocznych świadków, którzy obserwowali ją przez kilka godzin, istota poruszała się dość niezdarnie, kołysząc się na boki. Przez bardzo długi czas siedziała w jednym miejscu na ściernisku. Kiedy rolnicy postanowili do niej podejść, zerwała się na nogi (istota dwunożna!) i bardzo szybko uciekła, po czym wzbiła się w powietrze. Jedna z kobiet, która pracowała w tym czasie na polu, była w odległości 150-200 metrów od dziwnego stworka. Według jej relacji, istota była koloru pomarańczowego z dostrzegalnymi pasami na tułowiu.
Zszokowani rolnicy najczęściej porównywali dziwnego gościa do kangura.
Następna część raportu dotyczyć będzie obserwacji, które miały miejsce niedawno.
Tekst: Fundacja NAUTILUS
Źródło:http://www.nautilus.org.pl/
Miłej lektury....